Wanda Rodowicz - Mediateka - Muzeum Historii Polski w Warszawie SKIP_TO
Wizyta w muzeum Przejdź do sklepu
Historia mówiona
Audiovideo

Wanda Rodowicz

Ujazdowska, Lidia (prowadzący/a rozmowę); Rodowicz, Wanda (świadek historii);

13/09/2020

Minutnik

  • Wykształcenie - ukończenie Akademii Sztuk Pięknych

  • Sporządzenie drzewa genealogicznego

  • Udział pradziadka Teodora Jerzego Rodowicza w powstaniu styczniowym. Wyrzeźbienie płaskorzeźby św. Barbary

  • Wyjazd wraz z Wielką Emigracją pradziadka Marcelego Nąłęcz-Dobrowolskiego, po udziale w postaniu styczniowym

  • Przyjęcie święcenia na zakonnika przez Stanisława Nałęcz-Dobrowolskiego dziadka p. Wandy

  • Ukończenie Akademii Sztuk Pięknych przez dziadka p. Wandy

  • Praca twórcza dziadka p. Wandy - tworzenie fresków, twórczość pisarska. Część zbiorów została oddana do Ossolineum

  • Pobyt Stanisława Nałęcz-Dobrowolskiego w Chicago w celu przeprowadzenia mediacji w konsulacie - w trakcie pobytu stworzył wiele rysunków i szkiców

  • Drugi dziadek Stanisław Rodowicz zginął w Katyniu - p. Wanda podejmuje starania o to aby sprowadzić jego ciało do Polski

  • Stanisław Rodowicz był inżynierem sanitarnym, podpułkownikiem Wojsk Polskich. Trafił do niewoli 20 września 1939 r. Został zamordowany 12 kwietnia w Katyniu.

  • Żona Stanisława Rodowicza pisała wiersze. Zmarła w Kijowie w 1920 r.

  • Stanisław Rodowicz kupuje działkę na Żoliborzu przy ul. Fortecznej 4

  • Stanisław Rodowicz interesował się bibliotekarstwem - wprowadził w Polsce system dziesiętny do katalogowania zbiorów

  • Stanisław Rodowicz zaprojektował kościół św. Stanisława Kostki na Żoliborzu

  • Kazimierz Rodowicz ukończył Politechnikę, pracował jako inżynier wodny, następnie został profesorem na Politechnice Warszawskiej. Ożenił się z Zofią Bornowską z którą miał dwóch synów, Zygmunta oraz Jana "Anodę", obydwaj zginęli w trakcie Powstania Warszawskiego.

  • Władysław Rodowicz- przed wojną udał się do Afryki na poszukiwania minerałów. Po powrocie z Afryki kupił kopalnię w Donbasie. Po 1923 r. kontakt z Władysławem urywa się

  • Zofia Rodowicz (po mężu Iwanicka) - ukończyła Politechnikę w Petersburgu, pracowała jako fizjolog. Interesowała się poezją i pisaniem.

  • Zofia Rodowicz wyszła za Wacława Iwanickiego, który był dyrektorem cukrowni.

  • Zofia Rodowicz pisała pamiętniki, które zostały wydane w "Tryptyku rodzinnym"

  • W 1920 r. Zofia ucieka z Rosji wraz z dziećmi - dwie córki zmarły w obozie przejściowym, ocalała jedynie córka Marysia. Po osiedleniu w Polsce Zofia rodzi syna

  • Marysia ukończyła Politechnikę Warszawską na Wydziale Chemii. Działa w partyzantce w lasach augustowskich

  • Bitwa między partyzantami i oddziałami niemieckimi nad Jeziorem Serwy, w której partyzanci polegli.

  • Stanisław, syn Zofii walczył w Powstaniu Warszawskim w batalionie im. Jana Kilińskiego. Zginął w trakcie zdobywania budynków PAST-y (Polskiej Akcyjnej Spółki Telefonicznej)

  • Ojciec p. Wandy był z zawodu reżyserem i operatorem

  • Zbudowanie radiostacji "Łódź podwodna" w piwnicy

  • Upadek powstania - Stanisław Rodowicz wraz z kolegą doktorem Landsbergiem ukrywają się w piwnicy radiostacji

  • Otrzymanie rozkazu przez matkę p. Wandy, aby wydostać męża i doktora Landsberga z "Łodzi podwodnej"

  • Odkrycie i zniszczenie "Łodzi podwodnej" przez Armię Czerwoną

  • Stanisław Rodowicz zajmował się zegarmistrzostwem

  • Po wojnie Stanisław Rodowicz wraca do pracy związanej z filmem - dokumentuje drogę zdobywania Berlina. Następnie kręci film "Akcja H" pod Lesznem.

  • Aresztowanie ojca przez Urząd Bezpieczeństwa

  • Powrót ojca do domu po pół roku przebywania w areszcie

  • Ponowne aresztowanie - pobyt w więzieniu z karą śmierci przez następne 6 lat

  • Matka p. Wandy chorowała na gruźlicę, w późniejszym czasie miała odmę płucną. Zmarła w 1997 r.

  • Wujkowie p. Wandy zginęli w obozach

  • Kazimierz Rodowicz (młodszy brat ojca p. Wandy) ożenił się z Krystyną Kanowską. Urodził im się syn Wojciech w 1939 r., gdy Kazimierz był w niewoli. Krystyna Kanowska zginęła w trakcie wojny

  • Po wojnie Kazimierz przedostaje się do Wenezueli, tam się ponownie żeni i rodzi mu się córka. Wysyła łączniczkę do Polski po syna Wojciecha, jednak rodzina u której znajdował się Wojciech nie wyraziła zgody na oddanie go.

  • Wojciech Rodowicz założył rodzinę, ma syna Piotra, który ukończył Akademię Sztuk Pięknych

  • Władysław Rodowicz (najmłodszy brat ojca p. Wandy) był z wykształcenia ekonomistą. Brał udział w tworzeniu radiostacji "Łódź podwodna". Był przetrzymywany na Pawiaku, dwukrotnie przebywał w obozie koncentracyjnym - na Majdanku i w Oświęcimiu.

  • Dzieci Władysława Rodowicza

  • Lista członków rodziny

  • Wspomnienie o Zofii Iwanickiej - przyjeżdżała w odwiedziny do Zalesia. Mieszkała przy ul. Puławskiej w Warszawie. Później przeniosła się do Domu Weterana na Bielanach.

  • Pani Wanda uczęszczała do liceum plastycznego przy ul. Myśliwieckiej, mieszkała wtedy przez jakiś czas z Zofią Bornowską

  • Przeniesienie się do internatu Szkoły Sióstr Zmartwychwstanek

  • Trudna sytuacja finansowa po aresztowaniu ojca - matka p. Wandy nie mogła dostać pracy, bo była uznawana za wroga narodu

  • Pani Wanda prowadziła audycję w radiu dwa razy w tygodniu

  • Ojciec pani Wandy rozpoczął pracę w Biurze Architektury Komunalnej, które znajdowało się na terenie więzienia

  • Ojciec pani Wandy w trakcie pobytu w więzieniu wyhaftował saszetkę z inicjałami żony i córek

  • Przekazanie do Muzeum Historii Polski doktoratu dziadka

  • Etos Rodowiczów "Bóg, Honor, Ojczyzna"

Transkrypcja

Jestem absolwentką Akademii Sztuk Pięknych, specjalizowałam się w książce, w architekturze książki, ale całe życie pracowałam przy mozaikach i zrobiłam tego dosyć dużo – no tak 1000 metrów na pewno. Ale to też nie jest wszystko. Jestem nauczycielką Tai Chi, właśnie wróciłam przed chwilą z zajęć, które prowadzę dla starszych osób. No i w zasadzie to jest wszystko. Moim takim, jak by to powiedzieć, hobby, nie hobby, no bardzo lubię grzebać w rodzinnych sprawach. No i bardzo mi pasuje to, że państwa to też interesuje. Bardzo się cieszę z tego powodu. Właśnie dzisiaj rano skończyłam takie, taką tablicę, w której, którą chcę podarować Muzeum Historii [Polski – przyp. A.M.], takie drzewo genealogiczne mojej rodziny z życiorysami i ze zdjęciami. Wydaje mi się, że bardzo czytelne jest, kto był moim ojcem, kto był moim dziadkiem, kto był moim pradziadkiem. Dalej nie sięgam, ponieważ przekazów właściwie, właściwie żadnych przekazów nie mam oprócz drzewa genealogicznego, które zrobił – właściwie zrobił, no robił – Żywilinas Radavicius [zapis niepewny, A.M.] z Wilna, ponieważ w Wilnie zostały wszystkie dokumenty nasze, a rodzina Rodowiczów pochodzi ze Żmudzi. I na terenie Wilna na początku były te wszystkie dokumenty zgromadzone. Żywilinas doprowadził nasz ród do tysiąc czterysta któregoś tam roku, po dokumentach. I ciekawa sprawa w tym drzewie. Otóż w 1963 roku [przypuszczalne przejęzyczenie, świadek ma na myśli 1863 rok – przyp. A.M.] było męskich potomków Rodowiczów, tego rodu naszego, było ponad 40 osób, samych mężczyzn. Z tego chyba cztery albo pięć osób poszło dalej. Reszta – wiadomo. Teraz się odnajduje, ktoś w Ameryce jest, ktoś jest w Rosji, ale ten [18]63 rok przetrzebił moją rodzinę dokumentnie. A propos [18]63 roku. Z tego, z przekazów rodzinnych wiem, że mój pradziadek, Teodor Jerzy Rodowicz był powstańcem [18]63 roku, był zesłany na Sybir, pracował w kopalni przez wiele lat. I ja tak myślę, że praco/, że była to kopalnia kaolinu i była tam fabryka porcelany, ponieważ wyrzeźbił przepiękną taką płaskorzeźbę św. Barbary, która podświetlona od tyłu daje wrażenie zdjęcia, fotografii. Tę św. Barbarę, która jest patronką podziemi, mój ojciec miał w swojej łodzi podwodnej, to znaczy w piwnicy pod piwnicami, w których była radiostacja powstańcza. Św. Barbara ocalała tylko dlatego, że nie była podświetlona od tyłu. Był to po prostu kawałeczek jakiejś szklanej kafelki i UB-owcy, którzy wyczyścili łódź podwodną dokumentnie ze wszystkiego, łącznie w domu z podłogami ślepymi nawet wywieźli, św. Barbarą się nie zainteresowano i ona została. Wisiała u nas, w naszym domu przez wiele lat, stłukła się, ja ją odrestaurowałam, znaczy od, skleiłam jak umiałam no i teraz podarowałam ją właśnie do Muzeum. To jest Teodor Jerzy. Natomiast mojej matki dziadek, czyli mój pradziadek ze strony, po kądzieli, był, to był [5:00] Marceli Nałęcz Dobrowolski, był lekarzem. Miał dosyć duży majątek gdzieś na wschodzie – gdzie to nie, zupełnie nie mam pojęcia – ale ten majątek przynosił bardzo dobre dochody, dosyć, że on nie musiał jako lekarz pracować. To… Ale że był lekarzem, wobec tego leczył wszystkich naokoło – chłopów, no wszystkich. Jak wybuchło powstanie [19]63 roku, on był w oddziale [Edmunda – przyp. A.M.] Różyckiego. Oczywiście powstanie upadło, ci się biedacy gdzieś porozpierzchali i mój dziadek gdzieś tam w jakiejś kupie śniegu, gdzieś pod krzakiem czekał, aż przejdą tam te jakieś rosyjskie wachty. No i raptem chłop go zobaczył, wyciągnął, był niezbyt wielkiej postury, więc wyciągnął go tak za kark z tych krzaków, postawił, jak zobaczył kto, tak klękną przed nim, „Panocku kochany, panocku! Bo to pan mi właśnie wzrok zwrócił jak byłem mały!”. Dał mu swoją szubę, powiedział hasła i kazał mu uciekać. No i tak ocalał mój ten pradziadek. Na, potem wyjechał na, no z Wielką Emigracją po prostu po wszystkich możliwych kątach się poniewierał po całej Europie nostryfikując swój dyplom we Wiedniu, w Paryżu, jeszcze tam w Padwie, gdzieś jeszcze. Przyjaźnił się ze wszystkimi najznakomitszymi osobami, był… Na przykład: dostali, dostał list od [Teofila – przyp. A.M.] Lenartowicza z rysunkami, ten list też ocalał, jest u mojej siostrzenicy (moja siostra to dostała, dała jej). Co jeszcze? A! On był, jego hobby to było zbieranie dzieł sztuki. Miał fantastyczne zbiory! No a poza tym to był jeszcze okres, kiedy była [Helena – przyp. A.M.] Modrzejewska – uwielbiał Modrzejewską, wobec tego zamówił u [Cypriana – przyp. A.M.] Godebskiego popiersie Modrzejewskiej z marmuru. No i to popiersie oczywiście zginęło, ale fotografia popiersia jest u mnie w albumie, przepiękne zresztą. A pan Godebski jest w encyklopedii jako twórca popiersia Modrzejewskiej. [śmieje się – przyp. A.M.] Także tak. No, ciekawa postać. Bardzo o/, znaczy ożenił się, urodził się mój dziadek i on bardzo szybko umarł. Także mój dziadek był sierotą, ale ponieważ majątki te gdzieś na wschodzie prosperowały w jakiś tam sposób dosyć, że dochody były, miał na swoje utrzy/, znaczy matka mojego dziadka utrzymywała dziadka. Był bardzo żywym dzieckiem, też mu groziła ślepota i coś tam – na jakiej zasadzie, też nie jestem pewna. Dosyć, że ta bidna wdowa z tym trzyletnim chłopcem postanowiła, że go poświęci do klasztoru, żeby tylko ten wzrok mu ocalał. No i był poświęcony właśnie u dominikanów na zakonnika, żeby tylko wyzdrowiał. On wyzdrowiał, chodził chyba do siódmego czy do ósmego roku życia w białym habicie, żywy jak nie wiem, więc ja podziwiam. W tamtych czasach, kiedy nie było pralek, biały habit prać codziennie albo dwa razy dziennie to była sztuka wielka. No ale tak musiało być. Nie miał żadnych powołań zakonnych, w związku z tym, nie wiem, czy pozwolono mu, czy w jakiś sposób tę przysięgę jego matki zrobiono w ten sposób, że był w trzecim zakonie świeckim. No, skończył Akademię Sztuk Pięknych, był u [Józefa – przyp. A.M.] Mehoffera. A był, on miał chyba pamięć nieprawdopodobną. Mnie się wydaje, że to polega właśnie na pamięci. Oprócz tego oczywiście inteligencję miał, ale pamięć, że on pamiętał, pamiętał rzeczy niesamowite. Już nie mówię o drzewach genealogicznych, rodowody wszystkich tych najsłynniejszych ludzi to w ogóle od 10 pokolenia wymieniał, ale języki… No, do, w każdym razie skończył Akademię, [10:00] Akademię u Mehoffera i przyjaźnił się z całą ekipą, całą, w ogóle z Młodą Polską. Napisał zresztą bardzo dużo na temat Młodej Polski.


Jak miał na imię?


Marceli, znaczy Stanisław Marceli, ale używał Marceli – Marceli Nałęcz Dobrowolski, tak jak ojciec jego, Marceli. W [1]904 zrobił dyplom w Akademii, a w [1]908 obronił doktorat na Wydziale Filozofii w Uniwersytecie Jagiellońskim. Przed wojną zajmował się rekonstrukcją jakiś fresków w Krakowie, bo mieszkali w Krakowie. Dziadek mój po powrocie z emigracji, ponieważ nie mógł na wschodzie przyjąć żadnych tych, bo to był zabór rosyjski, więc w zaborze austriackim, w Krakowie kupił dom na Szpitalnej chyba 7. Wincenty Pol kupił naprzeciwko dom, żeby przez okno podczas porannej kawy rozmawiać sobie z moim dziadkiem, pradziadkiem. No i tam się właśnie urodził mój dziadek. Kraków był jego jakby miastem takim, tutaj są przepiękne, tam na ścianie wiszą przepiękne jego takie nocne szkice krakowskie. W ogóle mam jego bardzo dużo rysunków, bardzo dużo, szkiców głównie. Zresztą był to pracowity człowiek nieprawdopodobnie, to, co on zrobił, to, co on napisał…! Ja jego pamiętam… No on umarł, jak ja już byłam po maturze, więc ja, całe moje dzieciństwo to było z moim dziadkiem. Uczył mnie rysować, zachwycał się tym, co ja zrobiłam, jakieś bazgroły do tej pory trzymam u siebie, to ze zbiorów mojego właśnie dziadka. Ale ja jego pamiętam, jak on kładł się do łóżka wieczorem, kładł sobie taką, miał taką ławeczkę do łóżka, na tym zeszyty, papiery i pisał. Pisał do białego rana przeróżne rzeczy. Strasznie niewyraźnie, ja w ogóle tego przeczytać nie mogę. Po śmierci mojego dziadka mama wezwała panią kustosz z Ossolineum, żeby przejrzała te rzeczy, bo moja matka się w ogóle na tym przecież nie znała, ani ja, ani nikt inny. No i tak kustosz siedziała u nas chyba ponad miesiąc i wywieźli do Ossolineum ciężarówkę dokumentów i papierów. Ciężarówka pełna papierów! To były wszystko pisaniny mojego dziadka. Oczywiście to nie tylko to, bo tam jeszcze trochę białych kruków i innych rzeczy też wzięli. No w każdym razie tak wyczyścił/, [śmieje się – przyp. A.M.] ta pani wyczyściła dokumenty, że ja robiąc, pisząc książkę i robiąc drzewa genealogiczne, nie mogłam znaleźć drzewa dziadka. Gdzieś no, pradziadek i koniec! A już dalszych losów pojęcia nie mam. Tak jak ojca mojego to mam, jak mówię, do 1400 roku, tak tutaj ni diabła. Na ale trudno. No w każdym razie dziadek był niesamowitą osobą, niesamowitą. Znał właściwie wszystkich zacnych ludzi przed wojną, wszystkich. Jego kuzyn z tych Zapoyla-Zapolskich, Zapolski był w rządzie przedwojennym i wysłał mojego dziadka do Chicago i do Montrealu, ale głównie do Chicago, żeby po/ i tam były jakieś straszne waśnie w polskiej tej części. Nie pamiętam, czy to w ambasadzie, czy w konsultacie, no gdzieś tam się w każdym razie kłócili potwornie i dziadek miał mediować. Oczywiście chyba nic z tego nie wyszło, no bo on się nie nadawał do takich rzeczy, no ale będąc tam zrobił tysiące przepięknych rysunków i szkiców. I ja to mam. Także bardzo jestem wdzięczna temu Zapoyli-Zapolskiemu, że wysłał tam mojego dziadka, bo pewnie by tak pięknie nie na/, takiego albumu pięknego bym nie miała. No co jeszcze? To jest to [15:00] pokolenie mojego dziadka. Ale to jest jeden dziadek. Drugi mój dziadek, Stanisław Rodowicz, był moim ojcem chrzestnym w ogóle i ja w tej chwili walczę, walczę z pazurami, autentycznie walczę o sprowadzenie szczątków katyńskich do Polski, ponieważ on zginął w Katyniu i leży w dole, w dole w Rosji. A mnie to bardzo boli, że nie mam go tutaj. Jego prawo jest tutaj leżeć. Nie dość, że po nim żadnych pamiątek nie mam, to jeszcze jego szczątki są gdzieś poniewierane po świecie. Także wydałam teraz książkę „Kryminalne tango”, w którym opisuję całą moją batalię o mojego dziadka – wszystkie podania do wszystkich rządów, do wszystkich tych. Proszę zobaczyć, jak mój dziadek w tej chwili leży [świadek pokazuje fotografię z książki – przyp. A.M.] – w czarnym worku, bez wieńców, bez hymnów, bez niczego. Ksiądz [Zdzisław – przyp. A.M.] Peszkowski gałązką święci czarne worki. No i jak tak można?! Bohatera, faceta, który… Ja nawet nie jestem w stanie powtórzyć jego orderów. No to jest… [świadek czyta z książki – przyp. A.M.] Krzyż Walecznych, Krzyż Oficerski Orderu Polonia Restituta, francuska Legia Honorowa piątej klasy, bułgarski Order Zasług Cywilnych, jugosłowiański Order św. Sawy i pośmiertnie Virtuti Militari. No…! I leży w czarnym worku w Rosji. Facet, który był inżynierem sanitarnym, był podpułkownikiem wojsk polskich. Został przez Rosjan wzięty do niewoli 20 września [19]39 roku, osadzony w Kozielsku, zamordowany 12 kwietnia [1940 roku] w Katyniu, miał 57 lat. No jest to dla mnie postać święta, naprawdę, i ja słowo daję, że ja się modlę do niego. Niesamowity też człowiek. Owdowiał bardzo wcześnie, jego żona miała dwadzieścia kilka lat, jak umarła na gruźlicę w Kijowie. I też poetka – jakie wiesze patriotyczne, jakie cudne wiersze, naprawdę! Takie pełne treści, pełne takiej tęsknoty! No niesamowita. I mój ojciec miał 10 lat, jak ona umarła w tym Kijowie w [19]20 roku. Dziadek przyjechał po nich i już ona nie żyła, także tylko wziął matkę z tą trójką chłopaków, najmłodszy, Władysław, miał tam cztery czy pięć lat. No gehenna! No i dopiero do tej wolnej Polski zabrał. No i wtedy jako on, on nie był jeszcze podpułkownikiem, był chyba majorem wtedy, no w każdym razie dostał możliwość kupna placu, działki na Żoliborzu. I ta Forteczna 4, którą, w której ta łódź podwodna jest, była kupiona przez mojego dziadka, to był dom jakby rodzinny. Jak też mówię o tym moim dziadku, to też mnie za gardło chwyta też taki… On, jego hobby to było bibliotekarstwo. On wprowadził do bibliotek w Polsce system dziesiętny do katalogowania zbiorów. Też o tym nikt nie wie, bo on nie wymyślił tego, tylko że on był bibliofilem i należał do takiego Towarzystwa Bibliotecznego. Był, jeździł do Hagi, gdzieś jeszcze, tam na jakieś konferencje takie właśnie bibliotekarskie. I stamtąd przywiózł ten pomysł, żeby katalogować zbiory w systemie dziesiętnym. To może jak ktoś się nie zna na bibliotekach, to nie wie, co to jest, ale jeżeli ktokolwiek ma tylko coś z biblioteką wspólnego, to będzie wiedział, o co chodzi. I on to w Polsce wprowadził. Także oprócz tego, że zaprojektował [20:00] tu na Żoliborzu, jak tutaj zamieszkał, nie było kościoła, więc zaprojektował taki mały drewniany kościółek na terenie parafii, tam, gdzie teraz jest nasz kościół św. Stanisława. I też dziwna historia, bo jak zaczęt/, należał do komitetu budowy tego naszego kościoła św. Stanisława, i jak zaczęto budować fundamenty kościoła św. Stanisława, no to ten drewniany kościółek trzeba było gdzieś przenieść. I przeniesiono go, rodzina pojęcia nie miała gdzie, gdzieś na wieś może, gdzieś – no nie wiadomo gdzie. I Barbara Wachowicz napisała taką książkę o bohaterkach Warszawy. I tam jedna z bohaterek, dziewczynka 11-letnia gasiła pożar kościoła na Saskiej Kępie, który był przeniesiony z Żoliborza. Także dopiero po tej książce się dowiedzieliśmy, że ten kościół mojego dziadka był na Saskiej Kępie. No niestety też w wojnie zginął, po prostu był spalony. No w kościele nasz… Nasz! Mówię „nasz”, „w naszym”, bo ja byłam tam chrzczona, moje siostry były tam chrzczone - jedna była chrzczona, bo druga to już nie. No w każdym razie to był nasz kościół. W tym kościele projektował wszystkie te swoje zawody, znaczy kanalizację, wentylację, ogrzewanie – wszystkie te sprawy to były jego projektem. Zresztą na takiej tablicy w kruchcie św. Stanisława jest wymieniony jako właśnie projektant i… O Boże! Oprócz tego robił to samo w Laskach. Był bardzo też związany z tymi zakonnicami, z franciszkanami. No cóż jeszcze mam powiedzieć o tym, o dziadku? To był dziadek. Dziadek mój miał troje rodzeństwa. Młodszy brat, Kazimierz, skończył politechnikę, był inżynierem wodnym, był potem profesorem na Politechnice Warszawskiej. Ożenił się z Zofią Bortnowską, siostrą rodzoną generała Władysława Bortnowskiego. Miał dwóch synów – Zygmusia i Janeczka. Zygmuś w powstaniu był ranny, leżał w szpitalu na Chełmskiej. Przyszła bomba, po szpitalu zostały tylko gruzy. I ciotka Zońka wygrzebała z gruzów złoty łańcuszek i kilka kosteczek. I to pochowała na Powązkach. Janek był dużo młodszy, był… No co by tutaj powiedzieć o Janku? No bohater wielu ulic, wielu zgrupowań, wielu harcerskich… Znamy go jako „Anodę”. No nie będę o nim nic mówić więcej, bo to szkoda słów. Bohater męczennik. No jak zwykle Rodowicze muszą się wykrwawić, to nie ma siły. Bóg, honor, ojczyzna – to hasło wszystkich Rodowiczów było i jest. No i najdramatyczniejsza… Ale jeszcze w międzyczasie był Władysław. Władysław był najładniejszy, najpiękniejszy. To był cudowny chłopak. Skończył też politechnikę, był inżynierem górnictwa. Wysłano go przed wojną do Afryki na jakieś poszukiwania, tego to nie wiem, ale jakiś tam na pewno nie złota, ale jakiś minerałów. No w k/ swoje zadania spełnił, przesyłał listy z tej Afryki, polował. Te listy zostały wydane w książce przed wojną, „Listy z Afryki” się nazywało. Po wojnie…


Władysław był – wejdę pani w słowo – Władysław był bratem pani dziadka?


Bratem dziadka.

Tak.


Tak.


Był Kazimierz…


Trzeci był Władysław i potem czwarta jeszcze była Zofia. Więc Władysław po wo/, po wyzwoleniu, czy nie… Ja już nie pamiętam. W każdym razie wrócił z tej Afryki i pojechał [25:00] na wschód, gdzieś w Donbas, kupił kopalnię. Nie wiem, czy sam, czy to była spółka, ale był właścicielem jakiejś kopalni. Był inżynierem górnictwa i po prostu tam były świetne zarobki, wobec czego ta kopalnia mu się kalkulowała. Oczywiście przyszła rewolucja. Do [19]23 roku jakiś kontakt z Zofią właśnie, ze swoją siostrą miał, po czym to się urwało. No więc wiadomo, że przeżyć nie mógł. Nie wiadomo, co się z nim stało. Nie ożenił się, o nikim takim nic nie wiadomo. No i najdramatyczniejsza postać z tej, z tego rodzeństwa to jest Zofia, Zofia Rodowiczowa – Rodowicz z domu, Iwanicka po mężu. Skończyła studia w tysiąc osiemset, pod koniec wieku, tysiąc osiemset dziewięćdziesiąte lata, kończyła politechnikę w Petersburgu. Była fizjologiem, ale jej jakby taką największą pasją, to była poezja i pisanie. Przed wojną wydała książkę. Ja gdzieś mam tą książkę, Basia Wachowicz mi ją podarowała, ale nie jestem w stanie w tej chwili ją znaleźć, ale jeżeli ją znajdę, to ją bym też dała do Muzeum. Taka patriotyczna, pełna „ochów” i „achów”, no i okres Marii Konopnickiej, więc tego typu mniej więcej jest. Wyszła za mąż za Wacława Iwanickiego, który był w tym czasie dyrektorem cukrowni. On w ogóle się cukrownią, cukrownictwem zajmował i głównie był dyrektorem cukrowni, gdzie na początku, jak Polski nie było, no to gdzieś na wschodzie. Przemieszczał się, zmieniał te miejsca. Ciot/, nazywałam, to była moja babcia, nazywałam ją ciocią, tak jak moi rodzice mówili do niej „ciociu Zosiu”, to ja też mówiłam „ciociu Zosiu”. Więc ciocia Zosia miała, pisała pamiętniki i te pamiętniki zostały wydane przez mojego stryja w takim tryptyku rodzinnym. Jest to pamiętnik Stanisławy Rymkiewicz, czyli żony mojego pradziadka, druga część to jest Zofii Iwanickiej i trzecia część to jest Władysław Rodowicz – tryptyk rodzinny, trzy takie pamiętniki są razem wydane w książce. No Zofia rodzi troje dzieci, trzy córki: Marysia najstarsza, potem była chyba Wanda i Irena. W każdym razie te dwie małe dziewczynki, malutkie, w [19]20 roku, w momencie, kiedy oni uciekali z Rosji, bo tam przecież płonęło wszystko, dwie dziewczynki umierają w takim obozie przejściowym po dyfterycie, obie wykosiło, Marysia ocalała. Zamieszkują a terenie Polski. On, Wacław jest też znowu dyrektorem cukrowni, rodzi im się jeszcze syn, Stasieczek. Wybucha wojna. Marysia, która skończyła Politechnikę Warszawską na Wydziale Chemii, ale jest poetką, też pisze wiersze, zostaje i… Znaczy, jakby to powiedzieć, jest partyzantką, w partyzantce w Lasach Augustowskich w oddziale… O Boże! Nie, nie będę mówiła jakim, bo w tej chwili nie pamiętam. W każdym razie też jest duża książka o tym, o tych akcjach wszystkich w Lasach Augustowskich. To jest, to są [Bolesława – przyp. A.M.] Piaseckiego, oddziały Piaseckiego, ale dokładnie nie powiem. No dosyć, że pod Okółkiem, niedaleko Suchej Rzeczki, nad Jeziorem Serwy była wielka bitwa. Niemcy okrążyli tych partyzantów całą grupę. [30:00] Ich dowódca był bardzo ciężko chory wtedy i Marysia przejęła dowództwo. No krwawa jatka po prostu, no oczywiście zginęła. Znaczy najpierw ją postrzelili, potem ją zaciągnęli gdzieś tam, tam dobito. Grób ich nad samym jeziorem właśnie w Suchej Rzeczce do dzisiejszego dnia odwiedzam. No jestem w zasadzie jedyna, znaczy na to pokolenie, z tego pokolenia mojego. Co roku tam składam zawsze wieńce. Też to, co napisałam na tym drzewie genealogicznym, to przepisałam z kamienia, który jest tam postawiony, kamień postawiła Politechnika. I też mam wstrząsające takie zdjęcie: przy tym kamieniu siedzi ta biedna Zofia Iwanicka, taka sierota. Oj, Boże! [przerwa w nagraniu – A.M.]
Proszę.
Tak. Z Marysią łączyła może nie mnie, ale moją siostrę bardzo jakaś taka… Była matką chrzestną po prostu mojej siostry i stąd jej pseudonim – „Małgorzata”. No Stasieczek, który się urodził już tutaj na terenie wolnej Polski, miał – ile? 14 lat? – 16 lat, 16 lat, jak wybuchło powstanie. No oczywiście 16-letniego chłopca nie można było utrzymać w domu, no. Tu Polska walczy, matka patriotka, siostra walczy, no to gdzież Stasieczek by nie poszedł, no? Był w oddziale „Kilińskiego”, poszedł do powstania. Zdobywali Pastę. Trzeciego dnia powstania… Nawet ciała nie odnaleziono. Zginął gdzieś… No, także ta Iwanicka została Zofia sierota i tak jak wszystkie Polki, no. Opłakiwała tylko dzieci. Teraz tego, z tego pokolenia wyższego, znaczy z tego moich rodziców. Bo to już jest i Stasieczek, i Marysia, i Zygmuś, i „Anoda” – to są wszystko pokolenie mojego ojca, tylko to są jego cioteczno-stryjeczne rodzeństwo. Rodzone rodzeństwo no to był tak: ojciec mój był najstarszy, Stanisław. On kończył politechnikę, ale nie zrobił magisterki, w Gdańsku na mechanice. Jego hobby to był film i zrobił przed wojną uprawnienia, nie wiem, na jakiej to było zasadzie, w każdym razie uprawnienia reżysera i operatora. To też jest bardzo rzadko, te dwie rzeczy się nie łączą. Ojciec chciał być operatorem i chciał być reżyserem. Jego dorobek życiowy to były filmy krótkometrażowe, naukowe, reklamowe, dydaktyczne. W każdym razie był to wszystko krótki metraż. Ja się nawet kiedyś spytałam: „Tata, dlaczego tak tylko krótki metraż?”, a on: „Wiesz co? No dlaczego [Fryderyk – przyp. A.M.] Chopin nie pisał oper? Nie chciał, nie umiał, nie lubił. Ja też nie lubię długiego, ja chcę krótkie.”. Robił perełki! Ja pamiętam już oczywiście po jego wyjściu z więzienia, jak założył spółdzielnię filmową, na Mokotowskiej to się mieściło, i w tej spółdzielni właśnie realizował takie różne no przepiękne filmy.


Po wyjściu z więzienia?


Ha ha! Proszę pani! To zacznę od początku. Tata był, jak mówię, złotą rączką. Potrafił nareperować zegarek, potrafił, nie wiem, zreperować samochód – no wszystko umiał robić, miał złote ręce. Jak przyszła wojna, on był w podchorążówce i przez Działdowo dotarł w każdym razie do Warszawy, tutaj oczywiście się, zdjęli mundury wszyscy ci, którzy tam się przedostali. No i zro/, założyli tu konspirację jakąś tam. [35:00] Też pani dokładnie nie powiem, moja mama to opisuje wszystko w swojej książce „Sztormy i burzany” opisuje, to są dzieje mojego taty. No w każdym razie postanowiono, ponieważ radio i radiowe sprawy były mu bardzo bliskie, nie obce, wobec tego postanowili łączność (zresztą kończył z Zegrzu chyba łączność właśnie). Wobec czego ma być radiostacja. Nie będę opowiadała dokładnie, bo to są, to jest cała książka o tym. W każdym razie ma to być ukryte i jak to ma być zrobione – ma być pod ziemią, pod fundamentami domu. Brat mojej mamy był architektem, więc pomagał mojemu ojcu w sprawach takich technicz/, technologicznych, architektonicznych. No w każdym razie w jakiś tam sposób to wydłubali, nocą to wydłubywali tam, takie kanały robiono i po prostu wynoszono tą ziemię do ogródka – ogródek się podniósł o kilka centymetrów, a dosyć duży był. No w każdym razie zrobiono tam schowek, ale taki, że można tam było żyć. Ja tam nocowałam, ja pamiętam to. Było bombardowanie i myśmy wszyscy zeszli do tego, do tej, do tego schronu jakby. Były tam wyjścia awaryjne, bo w razie gdyby się zawaliło, czy gdyby tam bomba spadła, to było wyjście jeszcze spod chodnika takie dokładnie zrobione. No w każdym razie to było… I właśnie w tym wyjściu myśmy spali, w tym korytarzu takim. Tam były dywany położone i myśmy tak na tych dywanach sp/… [przerwa w nagraniu – A.M.] W każdym razie ta łódź podwod/, nazwano to łódź podwodną. Dlaczego łódź podwodna? Bo żeby tak wejść, trzeba było tak: schodziło się do piwnicy i ostatni schodek był, taka deska troszeczkę ruchoma. Więc tą deskę trzeba było odsunąć i się ukazywał, ukazywała się rura, takie kolanko od, rura z kolankiem. I z tego kolanka kapała woda tak… Tam była taka jakby nisza, nie nisza. No w każdym razie kapała woda. No więc komu by przyszło do głowy coś robić, jak tutaj woda kapie z rury? No ruszyć ją no to bez sensu. Ale trzeba było wziąć i tą rurę tak jakoś odgiąć, nacisnąć, czy tam wsadzić gwoździk w jakąś dziurkę specjalną i w tym momencie betonowa taka, półmetrowej wielkości taka – jakby to powiedzieć, no – misa razem z tą rurą odjeżdżały na roleczkach cichutko w głąb i się robił otwór. I tam po drabince się schodziło na dół. No więc to była łódź podwodna, bo chodziło o tą wodę. No było to tak zakamuflowane, że mimo, że było kilka rewizji i to takich naprawdę, że po 48 godzin żandarmi siedzieli w chałupie i obtłukiwali każdą ścianę, no nie dotarli do tego i… A tam nadawali audycję w dalszym ciągu. I oni stwierdzili, że to nie może być tutaj, więc zostawili w spokoju wszystko. Ale cały czas jedną tam, bo to zdaje się dwie jakieś przekątne linie tam się muszą krzyżować (ja się na tym zupełnie nie znam) [śmieje się – [przyp. A.M.]. No w każdym razie na Placu Słonecznym stała czujka taka jedna, a tutaj latał samolot, żeby tą drugą linię znaleźć. Jak tam podlatywał do tej tej, to oni przerywali nagrywanie. I potem znowu zaczynali puszczać. No także nie było siły, no wszystko jedno. Ale raz namierzyli, dlatego była ta rewizja. No wszystko jedno. Po upadku powstania nas matka ze mną, z moją siostrą Małgosią młodszą i z taką łączniczką i z gosposią, panią Paciorek, której mąż był też w konspiracji i chyba zginął jeszcze przed ukończeniem powstania, w każdym razie była Julcia, była Krystyna, była moja mama i nas dwie. Wszyscy myśmy na piechotkę przez Wolę [40:00] do Pruszkowa. Ojciec został. Ojciec został, ale został i tam zostało kilku żołnierzy, no partyzantów z jakiegoś tam oddziału w środku, było ich bardzo wielu. Ale w końcu wyszli i został tylko ojciec z swoim takim – jakby to nazwać? – on był przyjacielem ojca, doktór Landsberg. Żyd, który, on był lekarzem medycyny. Też z nim przygody niesamowite, to jest też na oddzielną w ogóle historię. No w każdym razie we dwóch zostali w tej łodzi podwodnej. Mieli wodę. Tutaj jest taka butelka, o [świadek wskazuje na regał stojący obok – przyp. A.M.] , to jest butelka, w której ojciec trzymał wodę tam na, jak były zapasy wody. Ale tam była i kanalizacja, wszystko, no w ogóle to była naprawdę rewelacyjne miejsce. Moja matka dostała rozkaz, bo to jeszcze było na początku grudnia chyba, dostała rozkaz przez tych ludzi, którzy wyszli z tej łodzi podwodnej, doszło to do jakiś tam władz polskich i dostała rozkaz – a moja mama była też zaprzysiężonym żołnierzem, przecież była, tłumaczyła, pisała na maszynie tam coś, w każdym razie brała udział w tej konspiracji całej, musiała być zaprzysiężona. Więc mama dostała rozkaz, żeby ich wyciągnąć stamtąd. Też to, co ona zrobiła, żeby wyciągnąć dwóch ludzi, jednego Żyda z okupowanej Warszawy, gdzie nie ma absolutnie nikt prawa wejścia, a ona dostaje rozkaz, żeby ich wyciągnąć. No, kobitka, która ma lat trzydzieści kilka! No po prostu dla mnie to był… Teraz jak sobie to uprzytomnię, to jest to po prostu absurdalne, no. Ja bym tego rozkazu nie wykonała, ona wykonała. Wyciągnęła ich. Dotarła do takiego folksdojcza, który miał przepustkę na dwie osoby dodatkowo, żeby tam szabrować mienie pozostałe. No dotarła, przyprowadził ich. Też z przygodami jak nie wiem, bo ten biedny Landsberg dostał [niezrozumiałe – A.M., 42:41] takiego, że ja/ [cięcie w nagraniu – A.M.] Gdańskiego, to musieli go nieść. Dobrze, że podjechali Niemcy z ciężarówką, a ten świetnie mówił po niemiecku. W ogóle im do głowy nie przyszło, że to, a tu przepustka była, więc… Do głowy im nie przyszło, że to jest [śmieje się – przyp. A.M.] Żyd z łodzi podwodnej. Podwieźli pod samą tą granicę Warszawy. No i w tej sposób mój ojciec znalazł się jeszcze przed Bożym Narodzeniem pod Krakowem, tam, gdzie myśmy byli. To jeszcze nie koniec, dopiero początek nowej przygody. Otóż przyszło wyzwolenie. Nasi wyzwoliciele złapali tego folksdojcza, który oj/, mamie pomagał, no i oczywiście kula w łeb. No dobrze, ale on się zaczyna bronić: „Panie, przecież ja tutaj współpracowałem z AK, ja tutaj robiłem takie różne rzeczy!”, „A co robiłeś?”, „A no wyprowadziłem dwóch żołnierzy!”, „A gdzie, a skąd?”. No ich zaprowadził, powiedział, o co chodzi. No to jak Niemcy nie znaleźli, to Ruskie musiały znaleźć. Wywalili co mogli, wyszabrowali dokładnie wszystko! Tam mama jakieś sreberka sobie schowała, jakiś tam coś jeszcze… No… O tym to już w ogóle nawet nie ma co mówić! Nawet ślepe podłogi pozrywali w tym domu, chociaż był zbombardowany, bomba tak przeleciała [świadek pokazuje ruch pionowy w dół – przyp. A.M.], znaczy niewypał przeleciał, dziurę zrobił w dachu i w podłodze. Wszystko wyciągnęli, wszystko! No mówię, św. Barbara ocalała, co była patronką tego, tej łodzi podwodnej. No i co?


Ale to się działo wtedy, kiedy jeszcze byliście pod Krakowem?


Myśmy byli pod Krakowem, dostaliśmy wiadomość, żeby nie zjawiać się w Warszawie, bo kocioł jest na nas nastawiony. No, po prostu UB [Urząd Bezpieczeństwa – przyp. A.M.] grasowało wtedy. Kto wszedł, to był aresztowany. No w każdym razie mój tata wtedy zajmował się zegarmistrzostwem, właśnie robił zegareczki tak, pamiętam [45:00] jak dzisiaj, taką lupkę miał w oku i takim śrubokręcikiem tak o kręcił, pokręcał. No co jeszcze? Potem od razu znaleźli się w Łodzi. A! Mój ojciec potem poszedł z czołówką filmową na Berlin, no bo jeszcze były tam te walki. No więc poszedł na Berlin, z Berlina wrócił. Zaczął pracować w takiej spółdzielni, „Gromada” chyba to się nazywało, i kręcił filmy też. Pamiętam, był film o akcja „H” – akcja „H” to była akcja „hodowla”. I on gdzieś pod Lesznem w jakiś tych, nie wiem tam, winiarnie jakieś wielkie były, coś tam kręcił o tych świniach.

Dobra. Jest [19]49 rok, mój tata kręci film o akcji „H” pod Lesznem, no i dostajemy wiadomość – ktoś przyjechał z planu, tam z tych zdjęć – że przyjechało UB i zaaresztowało mojego tatę. Gdzie? Co? Kamień w wodę! Przepadł, sczezł, nie ma śladu! Minęło pół roku. Rano budzę się, patrzę, tata leży z moją mamą w łóżku. Co się okazuje? Wzięli go na UB, siedział na Cheł/, na rogu Oczki i Chałubińskiego w tym UB-owskim domu w piwnicach i miał się przyznać. Miał się przyznać. Nie wiedział do czego. Pół roku siedział, dokładnie od stycznia chyba do czerwca. Słyszał, jak wartownicy po korytarzu idąc rozmawiali: „No głupi ten Rodowicz, jakiż on kretyn! Zamiast powiedzieć wszystko, co wie, to pozwala na to, żeby całą rodzinę mu wytłukli!”. No i słyszy tam, idzie mój dziadek, „Ach ta żydokomuna!” (on taki był endek [zwolennik Narodowej Demokracji – przyp. A.M.]), ale dziadka głos słyszy. No słyszy, że go tam wykańczają, trup. I tak po kolei ze wszystkimi – stryja, czyli jego brata, jego bratową, która jest w ósmym miesiącu ciąży, wykańcza/, wszyscy giną. Słyszy krzyki, płacze, moja matka, ja, ciotka Zońka Rodowiczowa, ciocia Zosia Iwanicka – wszyscy zostają za/, wykończeni no obok. I słyszy te wrzaski, krzyki, płacze, szlochy, przekleństwa – no wszystko, co tylko można. No i tak mówi, że najbliższą rodzinę całą wytłukli. No i po czym mój tata, z tego, co matka mi opowiadała, to latał po tamtej celi, w której siedział, walił głową w ścianę i krzyczał: „Lenin, Stalin!”. No po czym go, otworzyli drzwi, powiedzieli: „Teraz won! Idź sobie do domu.”. No myślał, że to jest nowa jakaś prowokacja, bo już go tak robili kilka razy. No ale nie spiesząc się pozbierał to, co miał, poszedł. Ogląda się – nikt za nim nie idzie. I tak, myśmy mieszkali wtedy w Zalesiu, dotarł do Zalesia. Była już, ja wiem, no tam 12, 2 w nocy, no w każdym razie noc ciemna. Trafił do tego naszego domu i patrzy z daleka, że światło się pali. Światło się pali, mało tego, jeszcze są znajome takie zasłonki, taka zielona firaneczka wisiała. Mówi: „Jacy ci ludzie szakale! To nawet firanki nie zmienili! Wiedzą, że taka, taki dramat i nawet firanki nie zmienili!”. No i tak podchodzi bliżej, patrzy, a mój dziadek leży w łóżku i pisze. Dziadek całymi nocami pisał, no to i pisał i teraz. [50:00] No jak zastukał do okna, to babcia wyleciała, dziadek wyleciał. „Krystyna! Stanisław wrócił!”. No myśmy rano obudziły się, to znalazłyśmy ojca. Miał takie wielkie wrzody na szyi, na, tutaj na brodzie. Stwierdzono, że to awitaminoza, kaszą go tylko karmili. Kaszy do ust u nas przez, do końca życia ojca nie było kaszy w domu. Nienawidził! No w każdym razie wypuścili go. Minęło pół roku, znowu jest luty, też jest na zdjęciach – nie ma ojca. Wiadomość: zaaresztowany. No to mama już wytrawna, prawda, tutaj weteranka, wobec czego wysyłała 5 złotych do wszystkich więzień, jakie były w Polsce. I z jednego nie wróciło. Także znalazła go w ten sposób. Siedział wtedy sześć lat z karą śmierci kilkukrotną. My jako dziewczynki pisałyśmy list do Rady Państwa o, z prośbą o ułaskawienie. Ten list może niedużo pomógł, ale no na pewno coś tam wyszło. Dosyć, że zmieniono karę śmierci kilkukrotną na dożywocie. Siedział do 3 grudnia [19]56 roku, po [19]56, znaczy po październiku matka wystąpiła do prokuratury i tam do różnych władz, no dosyć, że 3 grudnia go wypuszczono. Rehabilitowany był w [19]58 roku, czyli miał wymazane pół życia, ale wymazane miał kary dożywocia. Bestialstwo takie, że to pojęcie ludzkie przechodzi po prostu! Matka w tym czasie miała gruźlicę. Była w Otwocku kilkakrotnie, po czym, no już jak ojca zaaresztowano, no to brała odmę w to, miała w lewym płucu – odmę to znaczy jej pompowano powietrze, tak, żeby to płuco nie działało w ogóle. Jakby tutaj powiedzieć? Matka żyłaby dosyć długo zupełnie swobodnie i fajnie, gdyby nie to, że poszła do szpitala, bo serce jej, miała z sercem kłopoty. Ale dlaczego? Jak miała te powietrze w płucach, to to serce musiało się troszkę inaczej ułożyć, no normalne, w inną, w innym miejscu było. No jak poszła do szpitala, jak dali jej zastrzyk taki, który bardzo spowodował na takiej, dokrwienie dobre, no to pękło jej serce, pękł jej żołądek. Umarła od razu. Także moją mamę zabito w szpitalu po prostu. No ale nie staraliśmy się o żadne odszkodowanie, bo to i tak nic nie pomogło, a kretynów to… Po prostu nie trzeba chodzić do szpitala, takie jest moje zdanie.


Który to był rok?


[19]5… [19]97. No co jeszcze ciekawego? Bracia mojej mamy. Dwóch było: jeden był poetą, drugi był architektem. Po tym poecie nie zostało śladu, jeden wierszyk moja mama odkopała gdzieś tam. Architekt to samo, on… Przymierzali się do budowy dworca głównego w Warszawie. Wybuchła wojna, no to już plany wzięły diabli. No i mój wujek też nie popisał się w związku z tym. Obaj zginęli w obozach, jeden we Wrocławiu, drugi w Niem/, na terenie Niemiec. Drugi brat mojego, znaczy młodszy brat mojego ojca, Kazimierz, ożenił się z panią Krysią Fankanowską. [55:00] Ona była w zaawansowanej ciąży, jak on poszedł na wojnę. Urodził się Wojtek w [19]39 roku, ale tatuś już był w niewoli. Był w wielu obozach i po wojnie… A! Matka zginęła podczas powstania. Szła po wodę i snajper ją postrzelił i jeszcze żyła, ale podszedł Niemiec i w głowę strzelił. Także Wojtuś został sierotką. Dzięki ludziom, jakieś dalszej rodzinie przeżył. Ojciec z tych wszystkich oflagów dostał się do, przez Paryż do Wenezueli. Tam się ożenił po raz drugi, miał córkę, ale stracił kontakt absolutnie. On przysyłał po Wojtka jaką łączniczkę, przysłał, ale ta rodzina, u której Wojtek był, ta kobieta powiedziała, że „nie wyda dziecka dziecku”. To był małe dziecko, a ta dziewczyna miała, nie wiem, 16, 15 lat, także… Ja się nie dziwię, bo ja też bym nie dała. Tutaj spokój, już po wojnie, jakaś odbudowa, jakieś perspektywy… No gdzie to na taką poniewierkę? Także się nie dziwię, że nie oddali Wojtka. No Wojtek bardzo prze/, mi się wydaje, że bardzo przeżył to swoje sieroctwo. Jest, napisał książkę, jeszcze jej nie wydał, ale książka ma ponad tysiąc stron właśnie całej historii. Bardzo taki dokładny, sumienny, ciekawy człowiek. Skończył geografię i pojechał do tej Wenezueli i znalazł już grób ojca, ojciec w międzyczasie umarł. Także smutne życie.


Ale założył rodzinę, jakoś tak od/, jakoś mimo tego doświadczenia, które odcisnęło…?


Znaczy Wojtek? Tak, tak! Wojtek ma żonę – bardzo sympatyczną, bardzo fajną Elkę, która jest kryminologiem i praca doktorka jej polegała na tym, że odnalazła ślady papilarne na materiale. Nie, też bardzo ciekawa… Mają syna, Piotra, który z kolei ma czworo czy już w tej chwili pięcioro chyba dzieci i to chłopcy głównie. On skończył, ten Piotruś, młodszy, znaczy syn, skończył Akademię i na dyplom, ponieważ mama pracowała w tej kryminologii, zrobił taką rzeźbioną głowę, którą można zmieniać, jak charakterystykę, się robi portret pamięciowy, to można było to w bryle ten portret robić. Taki miał dyplom, to z tego to pamiętam. Najmłodszy syn, najmłodszy brat mojego ojca, Władysław… No ciekawy człowiek też szalenie, ekonomista z wykształcenia, niemający nic wspólnego z – jakby to powiedzieć – ze zdolnościami manualnymi, ale intelektualista z żoną lekarzem. Pracował na początku z moim tatą przy tej łodzi podwodnej. Był nawet dowódcą takiego… Jak to wyglądało? Zanim zaczęła działać łódź podwodna, to trzeba było gdzieś tę radiostację umieszczać, więc oni w takich objazdowych, w samochodach trzymali, w jakiś tam puszkach metalowych, w jakiś tam czymś. No w każdym razie objazdowe takie były radiostacje. I właśnie Władysław był takim do tych objazdówek. Po czym był na Majdanku, na Pawiaku – znaczy najpierw na Pawiaku, potem na Majdanku, a potem był w Oświęcimiu. No, to już wystarczy, [śmieje się – przyp. A.M.], exodus, exodus totalny.


Przeżył?


Tak, tak. Umarł w dwa tysiące którymś tam roku, [200]3 chyba, czy [20]13 nawet. [1:00:00] Niedawno. Oni mieszkali na Fortecznej. Piotrek, ich syn – bo mieli sześcioro dzieci – naj/, Piotrek był chyba piątym z kolei, skończył muzyczną szkołę. W ogóle dzieci bardzo zdolne też, każde, jedno w drugie. Maria, pierwsza – poetka, Janek – inżynier, on jest, szkołę morską skończył, był kapitanem. Później była Anna. Anna też plastycznie bardzo zdolna. Potem był Tomek. Tomek jest założycielem między innymi Gardzienic, tego teatru. W tej chwili jest w Łodzi, prowadzi taki chór, nie chór, orkiestrę, nie orkiestrę, w każdym razie odczytu/, stara się odczytać przeszłe nuty, to znaczy muzykę grecką, antyczną – jakieś niesamowite doświadczenia tam robią. Ożenił się już po raz któryś z młodziutką Bułgarką, przepięknie śpiewającą. Też słyszałam ich chór, więc też, też mają małą córeczkę, córeczka jest młodsza od wnuczki, bo z pierwszą żoną ma córkę Sarę, która już ma małą, Zoe się nazywa ta ich wnu/, jego wnuczka. Potem jest Piotrek. Piotrek jest z kolei muzykiem jazzmanem i gra na kontrabasie przepięknie, uczy w szkole i w ogóle jest naprawdę super. I najmłodszy jest Antek, który jest plastykiem, który skończył Akademię i jest grafikiem, też bardzo ładne wystawy ma, już na kilku byłam. No po prostu zdolni ludzie. No i to jest do tego pokolenia. Mam, mąż mi wydrukował tutaj, ale nie wiem, czy to to jest to. To! Wydrukował mi tutaj… Ja starając się o sprowadzenie szczątków swojego dziadka, napisałam kto jest, znaczy kto żąda tego sprowadzenia. Wyszło mi, proszę pani, 84 osoby i to są tylko żyjące, bo to, ci ludzie, o których ja do tej pory mówiłam, to już nikt nie żyje z nich, no bo to jest to pokolenie moich rodziców. Ale moje pokolenie jest całe, żyje, więc ja tutaj zrobiłam listę. Wanda Rodowicz, Bogdan Kozłowski – mąż, Elżbieta Santularia – córka, Michael Santularia – zięć, Natalia Santularia – wnuczka, Michał Cedroński – syn (to jest mój syn), Dorota Cedrońska – synowa, Kalin/, Karolina Glinka – wnuczka, Marcin Glinka – mąż wnuczki, Zofia Glinka – prawnuczka, Dominika Cedrońska – wnuczka… To są tylko moje.


Tak.


No i tak dalej. Mojej siostry jednej, siostry drugiej, to jest Wojtka Rodowicza [świadek pokazuje na kartkę – przyp. A.M.].


Tak.


To jest Heleny, siostry Wojtka, to jest Władysława dzieci, no. Jeżeli pani sobie życzy, to proszę bardzo, tu. A tutaj jest rodzina taka najbliższa, więc bracia, mą/, żona…


Tak, bardzo dziękuję.


To jest bez życiorysów, tylko po prostu…


Tak, wiem.


…daty urodzenia, tylko kto jest kto.


Tak. Bardzo dziękuję. Do którego roku żył pani tata?


W [19]69 miał zawał i nie było ratunku, to zresztą trzeci chyba.


A proszę powiedzieć, z panią Zofią… Pani ją pamięta, pani z nią obcowała, chodziliście do niej, przychodziła do państwa?


Zofia… Ale któ/?


Iwanicka.


Iwanicka. Oczywiście! Do Zalesia przyjeżdżała, pisała wierszyki o trzech dziewczynkach w Zalesiu. Także pamiętam ją świetnie. Oczywiście ja też przychodziłam do niej, ona mieszkała na Puławskiej, miała taki pokój przy rodzinie, ale oficjalny taki – jak to – kwaterunkowy, o. A potem przeniosła się do domu weterana tutaj na Bielany i tu umarła, tak samo zresztą jak Zofia Bortnowska [1:05:00] Rodowiczowa, matka „Anody”. Też którego… Ja mieszkałam u tej ciotki Zońki Rodowiczowej przez półtora, prawie dwa lata, jak byłam, zdałam do liceum plastycznego, trudno mi było dojeżdżać z Zalesia do Warszawy, bo tam komunikacji nie było oprócz autobusu. A on, autobus był tak zapchany, że ja się nie dostawałam przez dwa, trzy autobusy. Musiałam przepuścić, żeby dostać się do autobusu, taki tłok był. Wobec czego matka mi załatwiła, 14-letnia dziewczynka to trochę głupio, więc matka mi załatwiła właśnie mieszkanie u ciotki Zońki i mieszkałam u niej dwa lata chodząc do liceum plastycznego na Myśliwiecką. Po czym, tam była jeszcze jej matka, czyli pani Bortnowska, która no była starej daty. Jak jej coś tam kiedyś się rzuciłam na nią, się, ją pocałowałam, taka byłam szczęśliwa, bo coś tam, piątkę dostałam, „Wandeczko, do mnie się nie mówi ty, tylko się mówi babciu.”, tak, i „Ja nie lubię takich obciskiwań.”. Także mnie tak odsunęła, bardzo mi było przykro wtedy, no ale taki był styl wychowania tamtego, no. Moja mama była bardziej taka otwarta i ja jej mówiłam per „ty”, a do babci nie wolno było tego. No i bo ja męczyłam tą babcię jednak, ja miałam bardzo dużo życia w sobie i to cz-cz-cz-cz, tam rozrabiałam trochę, więc mnie przeniesiono już do sióstr zmartwychwstanek tutaj na Biel/, na Krasińskiego. Także tutaj maturę kończyłam też jako jedyna wychodząca z… Ponieważ ojciec siedział wtedy, więc mnie siostry przyjęły na zasadzie zupełnie za darmo, nie płaciła matka ani grosza. To był bardzo drogi ten internat, był drogi. Także nic nie płaciła i mało tego, dostawałam śniadania i kolacje, bo obiady to z kolei mnie ciotka… Matka nie miała możliwości, nie chcieli jej przyjąć do pracy, bo była wrogiem narodu. 


No właśnie, bo jakby ten czas, kiedy pani tata był w więzieniu, to finansowo, materialnie musiało być bardzo trudno.


Proszę pani, to była gehenna! I myśmy dostawały dwa, trzy razy do roku paczki ze Stanów [Zjednoczonych – przyp. A.M.] bez nadawcy takie z ciuchami. No w tym się chodziło. Ciotka Zońka załatwiła mi u pana Rudniańskiego w radiu audycję i ja dwa razy w tygodniu od ósmej klasy, czyli od 14 roku życia chodziłam na Myśliwiecką dwa razy w tygodniu, nagrywałam wieczorem audycję na ranny… „Błękitna sztafeta” to się nazywało. No i poznałam panią Zosię Raciborską, prawda, przy różnych, bo ona też [świadek naśladuje głos aktorki – przyp. A.M.] ptaki naśladowała bardzo pięknie. Także zarabiałam, po prostu zarabiałam na to, żeby chociaż ołówek sobie kupić, bo już nie mówię o jakiś ubraniach, czy coś. Chociaż też do więzienia do ojca, jak już potem oj/… Bo ojca przeniesiono, jak już miał ułaskawienie na to dożywocie, to matka się starała się o załatwienie jemu miejsca pracy, bo mój ojciec też był taki, cały czas coś musiał robić. No i ta, to odosobnienie to było dramatyczne dla niego i takie nic nieróbstwo. No i przeniosła go do BAK-u, to znaczy Biuro Architektury Komunalnej, coś takiego to się nazywało, na terenie więzienia. I tam pracowali inżynierowie różni no i matce się udało tam jego wsadzić. I to był wtedy dla ojca łaska Boska. On tam się zaprzyjaźnił z całym tym biurem. Do końca życia wszyscy się spotykali na wszystkie imieniny, na wszystkie urodziny, to przyjeżdżali. Mieczyk Welzant to w ogóle jak po śmierci mojego ojca to mnie ojcował. To był, to było cudo, naprawdę! Też więzień niemiecki, więzień w Kozielsku, tylko go zwolnili, bo nie miał papierów, że był podporucznikiem, on świeżo po podchorążówce trafił. Więc jeszcze nie miał tych tych i jego wrzucili jako cywila, więc go odwalili, ale był w Kozielsku. No i potem siedział właśnie u nas. Więc więzień wszystkich możliwych nacji. [1:10:00] Nie mogę, wie pani, no nie mogę!
XX wiek i to, przez co jako naród przeszliśmy, to jest po prostu nie do uwierzenia, tak bardzo tragiczne, tak.
Więc ja do Muzeum Historii właśnie tam panu oddałam, tu wisiało na głównym miejscu, saszetka, którą mój tata wyhaftował wyciągając nitki z jakiegoś tam kawałka koszuli czy czegoś. Taka saszetka z, na chusteczki czy na coś i było napisane „Krystyna” – imię mojej mamy – i monogramy: mój – W.R., M.R. – to jest mojej siostry, i J.R. był trzeci. I to igłą z zapałki, przecież tam igły nie miał [niezrozumiałe – A.M., 1:10:58] śmierci. Także igłą z zapałeczki haftował. No i oddałam to do tego muzeum właśnie waszego.
Bardzo dziękujemy.
I z przyjemnością, jak mówię, z przyjemnością oddam jeszcze ten doktorat mojego dziadka, bo tak myślę, że to, czy następne pokolenia… No co, ta moja prawnuczka, wiem, że to dla niej będzie wielka sprawa, ale czy ona to doceni?
Ale może też szkoda, żeby leżało gdzieś w szafie, a…
Więc właśnie, to leży w takiej rurce…
[początek niezrozumiały – A.M., 1:11:33-1:11:37] po prostu, no będzie jakoś wyeksponowany, będzie pokazywany, będzie…
Tam jest ta pieczęć przecież Jagiellonki, to jest niesamowite, no!
Tak, tak.
I to celowo, nawet nie wiem, skąd to się wzięło, gdzie to ocalało i w jaki sposób, bo to na pewno nie było na Żoliborzu. 
Niekiedy tak jest, że jakieś przedmioty zupełnie…
Tak.
…a zdaje się, że kruche, nieważne, a kolejne pożogi przetrwają. To trudno użyć właściwego słowa, żeby powiedzieć, czym są, czym losy pani rodziny. No „imponujące” to niewłaściwe słowo chyba.
Nie, to nie jest imponujące. Wie pani, to jest ten etos „Bóg, honor, ojczyzna”.
Tak…
To są, to jest… Ja tak byłam wychowana, mnie dziadek czytał „Konrada Wallenroda”, jak ja miałam osiem lat.
No tak.
I ja jestem na tym wychowana i ja wiem, że oni też na tym się wychowywali. No i te wiersze mojej babci, które też z przyjemnością dam do muzeum, bo naprawdę są tak patriotyczne, tak piękne!
Będziemy wdzięczni. Pani Wando, to kończymy chyba, tak? Dziękujemy bardzo za rozmowę.
Ja też dziękuję.
/transkrypcja: Aleksandra Masny, listopad 2019 r./

Dane o obiekcie