Mirosław Jakubowski
Ujazdowska, Lidia (prowadzący/a rozmowę); Różański, Maciej (operator kamery); Jakubowski, Mirosław (świadek historii);
25/03/2019
Klasyfikacja praw autorskich
Minutnik
-
Przedstawienie się świadka
-
W związku ze słabą sytuacją finansową w rodzinie świadek planował pójście na studia prawnicze
-
Kształtowanie się postawy patriotycznej
-
Początek wydarzeń czerwcowych - Świadek w tym czasie pracował w zakładzie zajmującym się rozwożeniem żywności po mieście
-
Zgromadzenie się tłumu na ul. Dąbrowskiego i ul. Kochanowskiego
-
Protestujący zabrali świadkowi samochód, którym rozwoził żywność
-
Przewrócenie tramwaju przez protestujących, padają pierwsze strzały
-
Wypuszczanie więźniów z więzienia przy ul. Młyńskiej
-
Świadek nie mógł wrócić do domu z powodu wstrzymania kursowania pociągów
-
Zatrzymanie przez milicję
-
Świadek przez 2 miesiące mieszkał u rodziny w Poznaniu
-
Wyjazd do Torunia. Przyjęcie do Studium Nauczycielskiego
-
Świadek grał w filmie jako statysta
-
Praca jako nauczyciel
-
Wielu znajomych świadka otrzymało wyrok za działania w trakcie czerwca 1956 r.
-
Wpływ czerwca 1956 r. na życie świadka
-
Świadek był członkiem Stowarzyszenia Poznański Czerwiec 56
Transkrypcja
25 marca 2019 roku jesteśmy w Poznaniu Muzeum Powstania Poznańskiego. Czerwiec 56. Lidia Ujazdowska, Maciej Różański. Oddaję panu głos, proszę się przedstawić. Był Pan uczestnikiem tamtych zdarzeń.
Urodzony przed wojną w 38 roku. 15 lutego. Dokładnie 15 roku 38 w Poznaniu. Poznaniakiem jestem od wielu pokoleń, chyba od sześciu pokoleń. I proszę sobie wyobrazić, że zawsze byłem konkretnym człowiekiem i miałem swój cel w życiu. Skończyłem dobre liceum w Poznaniu i [19]56 rok zapamiętam sobie już w szczegółach dokładnie każdy dzień, każdą minutę. Szczególnie od momentu tego 28 czerwca [19]56 roku byłem po maturze, zdałem maturę w tym roku jako absolwent tego dobrego liceum 3 Liceum Świętego Jana Kantego, postanowiłem pójść na prawo. Sytuacja rodzinna była wręcz tragiczna, moja rodzinna sytuacja. Z tego względu, że ojciec był z zawodu krawcem, a ponieważ zlikwidowano zakład krawiecki, który prowadził, ponieważ był tak zwaną inicjatywą prywatną. W związku z tym musiał na te osiem ośmioosobową rodzinę w jakiś sposób zapracować i trafił do pracy do zakładów Hipolita Cegielskiego, które wówczas się nazywały zakłady imieniem Józefa Stalina. Pracował tam od 50 roku do 58 roku. Ja akurat miałem to szczęście, że spotykałem na swojej drodze ludzi takich prawdziwych patriotów w rodzinie. Już jako młody chłopak nastoletni wiedziałem bardzo dużo rzeczy o Katyniu, o swojej rodzinie.
O swoich wujkach, którzy byli powstańcami wielkopolskimi. Również, nie wiem skąd, ale ojciec gdzieś tam znalazł jakiegoś człowieka, który mu ofiarował dobre radio. Także słuchaliśmy już na początku lat 50. Radia Wolna Europa i wiele rzeczy wiedziałem, takich, których w tym czasie nie każdy mógł znać i wiedzieć. Proszę sobie wyobrazić, że 28 czerwca w tymże dniu. A jeszcze zapomniałem powiedzieć, że ojciec i ja dojeżdżaliśmy spoza Poznania, bo nie mieszkaliśmy w tym czasie w Poznaniu. Mieszkaliśmy za Poznaniem. Ojciec wraz załogą Cegielskiego wyszedł na ulice Poznania w godzinach rannych. A ja w godzinach rannych od godziny 6:00 rozpocząłem pracę. Taką wakacyjną pracę w tak zwanym w WHPiSie to było, to był taki zakład, który, artykułów spożywczych, który miał za zadanie rozwozić towar po mieście i o godzinie szóstej zjawiłem się w pracy. Zresztą razem żeśmy tym pociągiem z ojcem przyjechali, on poszedł, pojechał do pracy, do zakładów. Tak jak powiedziałem dawniej Stalina. Ja natomiast w przeciwnym kierunku pojechałem odebrać towar z firmy, która tenże towar właśnie rozwoziła.
Co to był za towar? To przede wszystkim musztarda, ocet, marmolada, rzeczy spożywcze. I proszę sobie wyobrazić, że pierwszy kurs mieliśmy w kierunku ogrodów. Trasa przebiegała właśnie tutaj, przez ulicę Dąbrowskiego. Potem jechaliśmy w kierunku pętli na ogrodach. Tam żeśmy część tego towaru wyładowali i wracając z powrotem. Była godzina 10:00-11:00 na ulicy Dąbrowskiego zastaliśmy tłum ludzi, nie wiedząc w ogóle co się dzieje. No ale kiedy nas zatrzymano, bo dalej już jechać nie było można, ponieważ cała ulica była zablokowana przez tłum ludzi rozpoznałem swoich kolegów, którzy znaleźli się tam przy ulicy Dąbrowskiego i ulicy Kochanowskiego. No i wtenczas się dowiedziałem, że jest strajk w Poznaniu, że na placu Stalina był ówczesny plac, teraz obecny plac Mickiewicza. Są tłumy ludzi i ludzie wyszli z zakładów Cegielskiego i innych zakładów i po prostu manifestują, żądając chleba i godziwego traktowania. Wznoszą okrzyki i tak dalej, i tak dalej. I proszę sobie wyobrazić, że po tych czterech godzinach swojej pracy reszta tego towaru, który mieliśmy na samochodzie w tejże Nysce już teraz nie pamiętam, bo Nyska czy Żuk?
No taki samochód dostawczy to był. Resztę tego towaru, który mieliśmy na tej tak zwanej pace, wyrzucili nam na bruk i zabrali nam ten samochód. Proszę sobie wyobrazić teraz moją sytuację po tych czterech godzinach mojej pracy nie mam towaru i nie mam samochodu. Ale kierowca mówi "Słuchaj, zabrano nam ten samochód. Zadzwonię do zakładu i powiem, co się stało". No i taka sytuacja w ten sposób wyglądała, że on, znając tamtych sklepikarzy, ponieważ kurczę, ten towar już od iluś tam lat rozwoził. Zadzwonił gdzieś do tego zakładu i mówi do mnie, mówi "Słuchaj, nie mamy już co wracać. Oni już wiedzą, co się stało. Wiedzą, co się dzieje w centrum miasta." Tam, na Dąbrowskiego spotkałem swoich wielu kolegów. Miałem kolegów i studentów, i kolegów ze szkoły. No i w tym momencie część tych ludzi, którzy była na ulicy Kochanowskiego i Dąbrowskiego, zaczęła przewracać tramwaj. Także ja byłem również jednym z inicjatorów tego, że ten tramwaj pomogłem im przewrócić, wiedząc, że jest strajk, że coś się dzieje.
Jeden z kolegów mówi Słuchaj, gdzieś tam padł strzał. Zaczęto strzelać. I mówi Słuchaj, tutaj niedaleko jest browar. Tam można pójść po piwo. Ja mówię po piwo? No tak, tam. Tam jest taki browar, można pójść po piwo. Okazało się, że tam część tych ludzi, tam już nie było tego piwa, ale byli, były takie butelki kapslowane, butelki, do których nalewano benzynę. I mówi to nam się przyda, bo zaczyna się jakaś strzelanina. A tu niedaleko jest UB, więc może będą atakować ten budynek UB. I z tymi butelkami, paroma butelkami, pamiętam, podszedłem do tego tramwaju, który już leżał. Wielu kolegów siedziało gdzieś tam obok tego tramwaju i tam rozpoznawałem tych ludzi, rozpoznawałem tych ludzi ze szkoły i z tych studentów, którzy już byli na pierwszym roku studiów i tak dalej. No i w pewnym momencie, kiedy rzeczywiście rozpętała się taka strzelanina, ja siedząc za tym tramwajem. Zauważyłem chłopaka, który gdzieś tam wyszedł, zupełnie nieznany mi człowiek, gdzieś zza węgła tejże ulicy i został trafiony prosto w czoło, w głowę.
I był zakrwawiony, cały zakrwawiony i padł. I wówczas, kurczę, się przeraziłem, się przestraszyłem. I mówię trzeba stąd wiać, bo tu jest niebezpiecznie. A po drugiej stronie ulicy jeszcze była taka stacja zagłuszająca na budynku. I zaczęły lecieć części tej stacji na ulicę spadały jakieś takie żelazne dosłownie kawały czegoś tam i jakieś druty. To wszystko leciało w dół z któregoś tam piętra. Wyglądało to przerażająco, bo i tu strzelanina, tam gdzieś coś leci na głowę. Tutaj ten człowiek, który padł zakrwawiony. I w tym momencie byłem taki przerażony i wystraszony tą sytuacją. Wycofałem się z tego wszystkiego i poszedłem w kierunku centrum miasta. Tam już nie było tego tłumu ludzi, bo nie wiedziałem, że tam jest tłum ludzi. Tam miało być około stu tysięcy ludzi, ale to już były godziny, takie popołudniowe, wczesno popołudniowe to już tego tłumu, tych ludzi nie było. Ale potem ktoś mi powiedział, mówi Słuchaj, tam jeszcze wypuszczają więźniów na ulicy Młyńskiej z więzienia. I ja mówię to ja może też tam pójdę zobaczyć, ponieważ po drodze miałem ten zakład pracy, kawałeczek dalej na garbach był ten mój zakład pracy. Więc mówię pójdę jeszcze do tego szefa i mu powiem, co się stało. I wówczas widziałem tam tych więźniów, którzy wychodzili. Brama była otwarta. Po raz pierwszy wszedłem na teren tego więzienia i pamiętam tych ludzi wybiegających stamtąd.
Zaczepił mnie jakiś tam człowiek i mówi Cholera, ja mam tutaj za 3 dni już wyjść do domu, już jestem na wylocie, a tutaj wiesz, najchętniej bym jeszcze posiedział, po cholerę ja tu z tego więzienia uciekać? Czemu? Za 3 dni i tak będę w domu? Ale tam nie reagowałem na to, na te jego słowa. Pamiętam, że wtenczas jeszcze był jakiś tam kocioł taki i mówią słuchajcie, dzisiaj mieli tutaj fajną zupę, grochówę mieli. Jak chcesz, możesz sobie spróbować tej grochówki. Ja już nie chcę nic próbować. Jeszcze muszę dotrzeć do swojego zakładu pracy. Była godzina gdzieś pewnie piętnasta, może 16.00. Nikogo już w zakładzie nie zastałem, natomiast był tam jakiś magazynier, któremu powiedziałem o tej sytuacji, jaka tam się stała. Co ja widziałem, co tam przeżyłem. On mówi Słuchaj, nie martw się, bo ty nie jesteś pierwszy, ty już o takich sytuacjach wiesz, uprowadzenia tych samochodów przez tych powstańców, to myśmy to słyszeli. On jeszcze nie nazwał, że to powstańcy, tylko przez tych chuliganów.
Coś w tym, coś w tym stylu. Ja mówię No dobra, no to w takim razie ja pojadę do domu i przyjdę jutro do tej pracy i prosze sobie wyobrazić, że kiedy doszedłem już potem drogą okrężną na dworzec, pociągi nie kursowały, w związku z czym mówię no, akurat mam tutaj rodzinę, dość liczną rodzinę w Poznaniu, to pójdę się gdzieś do kogoś przespać. I jednemu z kolegów powiedziałem, że będę na Garbarach pod takim i takim numerem u mojego kuzyna, a on się mnie pyta, pamiętam, jak się ten kuzyn nazywa. No, Przybylski, no to to wiesz, To może jutro się spotkamy. I następnego dnia już nie trafiłem do domu. No na pewno tam się wtenczas akurat matka... A ojciec zdążył, ojciec zdążył dojechać pociągiem, bo z tego pochodu już nie został na tym placu, tylko poszedł na dworzec kolejowy i pociągi jeszcze w tymże czasie kursowały tak, że on zdążył dojechać jeszcze do domu. No i gdzie jest syn? Gdzie jest Mirek? No Mirka nie ma. No rzeczywiście, nie wiadomo, co się stało.
No i wtenczas rodzice zaczęli następnego dnia już wydzwaniać i tam, i po szpitalach, i pytali tu i tam, i gdzieś pewnie na milicję dzwonili. W każdym razie, no denerwowali się, bo nie wróciłem na noc, co mi się nigdy nie zdarzało coś takiego. Ale następnego dnia gdzieś tam, od kogo się dowiedzieli, że byłem widziany na terenie miasta i spokojnie wieczorem i mówi, i mówi, że syn przekazał, że idzie gdzieś tam do kuzyna i tak dalej, i tak dalej. Więc już tak pewnie się troszeczkę wyciszyli, uspokoili. Następnego dnia mówię... Aha, i jeszcze później to już później się dowiedziałem, że następnego dnia w godzinach przedpołudniowych dwóch panów tam się zjawiło w cywilach, w cywilu, w cywilnych ciuchach i pytali o mnie właśnie
Tam, u tego tam u tego kuzyna.
Tam, u tego tam u tego kuzyna. A mówi "on przed chwilą wyszedł panowie, wyszedł." Ale potem kuzyn jak powiedział "oni nie wyglądali na twoich kolegów, tylko byli, dla mnie to byli wyjątkowo podejrzani ludzie." Proszę wyobrazić, że następnego dnia idąc z jednym z kolegów niedaleko zamku, akurat tutaj, niedaleko kawałeczek stąd, zostaliśmy zatrzymani przez też dwóch panów, jednego milicjanta w mundurze i wówczas zostaliśmy doprowadzeni na komendę milicji, też tej niedaleko, która mieściła się tutaj, niedaleko, w stronę idąc w stronę mostu Dworcowego.
Tam siedziało iluś tych młodych ludzi i zaczęli tak po kolei tam przesłuchiwać tych ludzi, wpuszczać do poszczególnych pomieszczeń. I znowu taka sytuacja. Idzie jakiś tam człowiek, jeden z tych funkcjonariuszy, ale też w cywilu, w mundurze, i zwraca się do mnie w ten sposób, mówi "I ty siedzisz tutaj z tymi bandytami? Z tymi bandytami siedzisz. To ty jesteś też taki rozrabiacz. Ty jesteś też taki bandyta." i poszedł. A ja tak spojrzałem na niego i zupełnie mi nieznany człowiek. Ja go nie znałem, tego człowieka. Po iluś minutach wraca z powrotem i mówi "Słuchaj, chodź ze mną. Idziemy na papierosa." Nie paliłem papierosów. Wyszedłem przed budynek i on w tym czasie w wulgarny sposób odezwał do mnie. Mówi "rodzice, jak się dowiedzą o tym, co ty tu rozrabiasz, to ci dadzą takie wciry, że to mi się odechce wszystkiego. Uciekaj!" I wtenczas takie wulgarne spierdalaj. Ja poszedłem stamtąd, zwiałem i już nie trafiłem do domu. Wystraszyłem się i zacząłem, zacząłem sobie wędrować po rodzinie.
Na trzeci, czwarty dzień spotkałem człowieka mojego sąsiada z tejże miejscowości, w której mieszkałem i powiedziałem, żeby poszli do rodziców i uspokoili ich, że ja jestem u rodziny, ale już adresu nie podałem, że żyję, żeby się nie martwili o mnie, że przyjdę do domu w odpowiedniej chwili. I proszę sobie wyobrazić, że na czwarty dzień to już na piąty dzień, bo to był akurat taki dzień, że był jakiś tam chyba to była niedziela, to się otarło o niedzielę. I po tej niedzieli poszedłem do pracy, tam, gdzie rozpocząłem tę pracę. A pracowałem tylko, tak jak powiedziałem, cztery godziny. Jeden z tych facetów, który tam pracował w tym magazynie, mówi "Słuchaj, tutaj o ciebie pytają. Ty lepiej wiesz już nie zostań, nie zostawiaj tutaj w tej pracy, tylko uciekaj. Idź do domu, bo tu już kilkakrotnie o ciebie pytano." No i wówczas przez dwa miesiące tak się szlajam po tej rodzinie. W Poznaniu. Prawo już miałem z głowy. Dokumentów, bałem się pójść w ogóle odebrać, bo teraz jeszcze trafię na uniwersytet.
A kto wie, czy już tam o mnie też nie pytano. I proszę sobie wyobrazić, że tak do połowy września. Tak się szlajałem po tej rodzinie. Ale często bywałem na dworcu i patrzyłem, kto jest z tej mojej mieściny. Z której dojeżdżałem i zawsze mówię "Idź tam do matki i powiedz, że jest wszystko w porządku, że ja żyje, że jest dobrze, żeby nie poszukiwali, żeby o mnie nie pytali i w odpowiedniej chwili wrócę do domu." I wróciłem dopiero gdzieś tak koło połowy wrześniao do domu wróciłem. Matka mówi wtenczas, że słuchaj, tutaj mieliśmy dwukrotnie rewizje. Dwukrotnie nas, tych trzech, nachodzili i pytali konkretnie co się z tobą dzieje? Więc mówię mama, ja muszę coś ze sobą zrobić w tej chwili. Już ta ambicja, która we mnie siedziała, mówię już prawnikiem na pewno nie będę już tutaj, w Poznaniu kurczę, zatrzymać się nie będę mógł. Ja wyjadę z tego miasta, a miałem znajomych w Toruniu. Pojechałem do Torunia i tam, proszę sobie wyobrazić, spotkałem człowieka, który mówi Słuchaj, opowiadałem mu o tych wypadkach poznańskich, o tym, co widziałem, co przeżyłem.
Ja mówię słuchaj, muszę coś tutaj robić, bo już taki jestem. Byłem prawie w wieku poborowym, czyli za chwilę mogą mnie wziąć do wojska, a jeszcze się dowiedziałem, że jak do wojska, to najczęściej brali do kopalni albo do kamieniołomów. "No i słuchaj, wiesz co, przestań już być bohaterem, zawiń sobie rękę, idź do dyrektora studium nauczycielskiego i powiedz mu tak, brałem udział w wypadkach poznańskich. Zostałem ranny. Owiń tą rękę. Słuchaj, taki facet, on cię przyjmie do tego SNu." A to już połowa września oni już dawno przez dwa tygodnie już się uczyli. Oni już dwa tygodnie mieli zajęcia. Ja to zrobiłem, proszę sobie wyobrazić. I znowu taki, no, kolejny przypadek, że rzeczywiście ten dyrektor taki był w porządku. Najpierw musiałem powiedzieć, co tu było, jak to wyglądało, co ja tu przeżyłem, a on zaczął od tego, "Co? A w domu jak bieda?" "Bieda. Ojciec pracownik zakładów Cegielskiego, ośmioosobowa rodzina. Chciałem sobie troszeczkę w te wakacje dorobić. Chciałem troszeczkę dorobić, ale wtenczas muszę.
Teraz muszę coś robić, bo niedługo zacznie mi się tutaj służba wojskowa, a tamtego"... Zawołał sekretarkę "Przyjąć go, weź go". "No a jak to w tym domu?", ja mówię "No bieda". "Daj mu stypendium". Pamiętam te 163 złote, które wtenczas dostałem. To moje stypendium. Pierwsze pobory moje. "A masz gdzie mieszkać?" Ja mówię "No nie", "To tu jest taki wiesz, ten baraczek to jest, wiesz, nasz akademik tego studium i jesteś naszym studentem. Dziękuję bardzo". I w ten sposób, w ten sposób przesiedziałem dwa lata w Toruniu. Miałem też fajną przygodę, bo jeszcze sobie statystowałem w filmie. Państwo jesteście z Warszawy, to pamiętacie ten zamach na Kuczera? A ostatnie sceny do tego filmu kręcili właśnie na moście w Toruniu. Pozwoliłem sobie trzy razy skoczyć z mostu. Kiedy już Wehrmacht zbliżał się z jednej i z drugiej strony i oni już nie mieli wyjścia i wyskakiwali z tego samochodu. Więc jeszcze miałem tą przygodę, że trzykrotnie skoczyłem do Wisły i zarobiłem kolejne pieniądze. Tam, tyle ile ci moi koledzy przebrani w mundury Wehrmachtu zarabiali, zarobili przez dwa czy trzy tygodnie w czasie statystowania. To była taka...
Nie każdy miał odwagę i umiejętności, żeby skoczyć.
No akurat tak się stało, że ja dobrze pływałem. Już zrobiłem jeszcze będąc w liceum kurs ratowników i miałem to szczęście, że na tym castingu akurat powiedzieli tak pan. Pan jak nam się podoba? Pan jest podobny do tamtego. Tak może być. Ten człowiek. I to była taka moja przygoda w tymże Toruniu. No cóż, proszę państwa, z czego jestem zadowolon? Że trafiłem akurat do tego studium nauczycielskiego. Ja nie chciałbym być nigdy nauczycielem, ale można jednak zmienić swoje jakieś zainteresowania. I proszę sobie wyobrazić, że w tym zawodzie się sprawdziłem, bo przepracowałem 45 lat w szkolnictwie I zawsze kochałem młodzież i podejrzewam, że młodzież mnie też kocha. Do dzisiaj i uwielbiam je. I to jest taka moja radość wielka, że z prawnika zrobiłem się pedagogiem, ale dało mi to naprawdę dużo satysfakcji. Może mi się to przydało po to, że w tej chwili no często bywam w szkołach, opowiadam im o tej sytuacji, opowiadam mi o tym, co ja tu przeżyłem, jak to wszystko wyglądało. O tych zakrwawionych ludziach, którym pomagałem czasami dotrzeć do szpitala czy dotrzeć gdzieś tam do jakiegoś domu.
Proszę sobie wyobrazić, że wielu z moich kolegów zatrzymanych dostało dosyć duże wyroki. No, gdyby nie ten październik to tam były wyroki już 5-6 letnie. I mam jeszcze tą satysfakcję, że tymi ludźmi, którzy już w wieku późniejszym, kiedy byli schorowani, miałem możliwość się opiekować, odwiedzać ich. Pamiętam takiego Józka Pocztowego, który dostał wyrok 6 lat, był prawie samotny zupełnie i odwiedzałem tego człowieka kilkakrotnie w Domu Pomocy Społecznej. Satysfakcją było to, że mu przyniosłem radio, że mu załatwiłem telewizorek, że byłem co drugi dzień u niego, pocieszając go. On już nie żyje. Zmarł w tymże Domu Pomocy Społecznej, ale było to wielką radością, że takim ludziom jak on mogłem w wielu przypadkach pomóc. No proszę wybaczyć, że nie jestem kombatantem czerwca. Ja nie jestem kombatantem czerwca, ale nie w tym rzecz. To nie chodzi o medal. Nie chodzi o wielkie odznaczenie. Mi to nie jest potrzebne. Ja w sercu mam to, co przeżyłem, to co zrobiłem, to co mogłem tym ludziom pomóc i załatwić w swoim życiu. To jest wielką satysfakcją dla mnie.
Gratulujemy Panu, bo to chyba największy skarb, jeśli możemy mieć w życiu satysfakcję z czegoś i jeśli Pan taką posiada, no to piękne uczucie. Czyli czerwiec, można powiedzieć, taki dramatyczny, taki straszny, ale ostatecznie pchnął pana na te tory, które okazały się dobre.
Dobre. W moim przypadku, w moim przypadku to się jakoś no może inaczej by to wszystko wyglądało. Może to życie by jakoś było inne w tej chwili, ale proszę sobie wyobrazić, że ten czerwiec i ten widok, to co się tu działo, to co ja widziałem, to tak wpłynęło na moją psychikę, że ja się potrafiłem wyciszyć, wyciszyć, bo byłem też taki, ja byłem o taki znowu wywijas i to taki taki porządny, wywijas. W szkole nie byłem taki znowu cichy, spokojny, kurczę, chłopiec. Ale ten czerwiec dał mi dużo do zrozumienia i po prostu, po prostu ukształtował moje życie na przyszłość. I ten powiedzmy i z tego uważam, że no jestem spełniony, jestem spełniony, tym bardziej, że w tej chwili mam bardzo częsty kontakt z młodzieżą i największą taką radością dla mnie satysfakcją jest, że mogę im o tym czerwcu przekazać to, co naocznie widziałem, to co przeżyłem, jak to wyglądało.
No tak, to wielka wartość. Na pewno. No na pewno. Świetnie. To bardzo dziękuję.
Co mogę państwu jeszcze więcej powiedzieć?
Czy koledzy, których pan wtedy widział na ulicach, na placu, jakie były ich losy? No, można by o tym mówić długo, tylko może jest ktoś szczególny, o kim chciałby pan powiedzieć?
No wie Pani, jestem w tej chwili członkiem, przez długie lata byłem członkiem Stowarzyszenia Poznańskiego Czerwca przy zakładach Hipolita Cegielskiego, bo tam się to wszystko zaczęło. Stamtąd wyszli cegielszczacy. W tej chwili mamy tutaj trzy stowarzyszenia. Ja uważam, że to jest też niedobre, bo powinno być jedno stowarzyszenie tych prawdziwych czerwcowców, tych ludzi, którzy pracowali w Cegielskim, tam, gdzie się to wszystko zaczęło. Oni stamtąd wyszli, łącznie z moim ojcem. Oni wyszli na ulicę. Oni naprawdę przeżywali wtenczas wielką biedę, bo to była bieda potworna. Ja pamiętam tą sytuację materialną w domu, gdzie czasami matka nie miała co do gara włożyć. I to może spowodowało to, że ci ludzie się upomnieli o jakieś godne życie. Oni nie wyszli z bronią w ręku. Proszę sobie wyobrazić, że w zakładach Cegielskiego przecież oni mieli broń, bo tam produkowali broń. Oni nie wyszli z bronią na ulice. Oni wyszli w tych okulakach, wyszli w tych roboczych mundurach po to, żeby zamanifestować, żeby po prostu ich usłyszano i potrafili im godnie żyć. Nic więcej.
A że zaczęła się ta strzelanina, że tak się to skończyło, to i nigdy nie przypuszczali, że tak może być, że tak może być, że do tego może dojść. To był taki naprawdę krwawy czwartek. No. Ja to przeżyłem na własnej skórze, na własne oczy. Nie chcę już powiedzieć, że pałą dostałem też parę razy po głowie, ale to wszystko można przeżyć.
To chyba z naszej strony wszystko. Dziękujemy bardzo. Dziękuję za odpowiedź.
Dane o obiekcie
-
Nazwa / Tytuł
Mirosław Jakubowski -
Twórca / Wytwórnia
Ujazdowska, Lidia (prowadzący/a rozmowę); Różański, Maciej (operator kamery); Jakubowski, Mirosław (świadek historii) -
Rodzaj
-
Kategoria
-
Zakres chronologiczny
-
Data wykonania
25/03/2019 -
Czas trwania
0h 32min 9sek -
Miejsce
-
Numer inwentarzowy
MHP-07-2992 -
Klasyfikacja praw autorskich
-
Permalink