Marian Perzak
Ujazdowska, Lidia (prowadzący/a rozmowę); Różański, Maciej (operator kamery); Perzak, Marian (świadek historii);
18/06/2020
Klasyfikacja praw autorskich
Minutnik
-
Korzenie rodzinne
-
Opis mieszkania na Ochocie, wspomnienie o pozostałych lokatorach. Wspólne zdjęcie lokatorów przy ołtarzu przy ul. Siewierskiej 7
-
Bombardowania Warszawy w 1943 r.
-
Wspomnienie o pozostałych członkach rodzinny
-
Pan Marian był świadkiem zastrzelenia mężczyzny, który doniósł gdzie są ukrywani Żydzi
-
Zrzucenie bomb na ul. Białobrzeską oraz ul. Siewierską
-
Brat świadka pracował w zakładach lotniczych Skoda
-
Pojawienie się pierwszych informacji o przygotowaniach do Powstania Warszawskiego
-
Wyjazdy na wieś
-
Wstąpienie do milicji ojca świadka
-
Znalezienie nowego mieszkania przy ul. Grójeckiej
-
Część rodziny została zabrana do obozów koncentracyjnych
-
Opis dnia wyjazdu na wieś tuż przed powstaniem
-
Egzekucja przy ul. Grójeckiej w trakcie okupacji
-
Kupowanie pieczywa przy ul. Słupeckiej
-
Egzekucja, którą widział świadek miała miejsce w 1944 r.
-
W bloku w którym mieszkał świadek przy ul. Grójeckiej 45, mieszkali również profesorowie naukowi
-
W sąsiedztwie zamieszkały rodziny żydowskie
-
Dzień powrotu do Warszawy po powstaniu
-
Kilki chłopców zostaje rannych w wyniku wybuchu pocisku
-
Przeszukiwanie gruzów - znalezienie wazonu, pierścionka i ceramicznego aniołka
-
Wujek i dwóch kuzynów zginęło w obozach, trzeci kuzyn przetrwał obóz i wrócił do Warszawy
-
Ojciec świadka często pełnił służbę przy Dworcu Głównym przy pl. Zawiszy
-
Śmierć matki i ojca
-
Świadek uczęszczał do szkoły pani Goldmanowej, która przyjmowała uczniów w swoim mieszkaniu na Ochocie
-
Parafia św. Jakuba Apostoła w Warszawie
-
Wspomnienie o różnych miejscach: zieleniak, szkoła podstawowa im. Hugona Kołłątaja
-
Świadek uczęszczał na komplety przy ul. Wawelskiej
-
Szkoła pani Goldmanowej zmieniła nazwę na Szkołę Powszechną nr 9 - przeniesienie na róg ul. Raszyńskiej i ul. Filtrowej
Transkrypcja
18 czerwca 2020 roku. Jesteśmy w Warszawie w mieszkaniu naszego rozmówcy na Alejach Niepodległości. Lidia Ujazdowska, Maciej Różański. Oddaję panu głos, proszę się przedstawić, proszę opowiedzieć historię swoją i swojej rodziny. Wszystko co związane jest z losem Polski i Warszawy. Proszę bardzo.
Tak. Nazywam się Marian Perzak. Jestem urodzony w warszawskiej rodzinie od bardzo dawna. [hałas - przyp. P.M.] O, burza jest. Matka moja ochrzczona była już w [1]904 roku w kościele na Nowym Mieście, taki jest najstarszy kościół. Tam mój dziadek, się ze wsi gdzieś sprowadzili, ale gdzieś jeszcze w 1800 którymś roku musieli, w ‘90 latach. Bo tam się urodziła moja ciotka, czyli matki siostra, jedna i druga, dwie siostry miała matka. I brat też się urodził. I drugi brat, ten właśnie brat, ten [mówiący pokazuje zdjęcie w albumie - przyp. P.M.], to jest syn dziadka też. No to oni we Francji emigrowali później. No i coś tam. Pochodzę zupełnie z tamtych stron. Mojego ojca rodzina gdzieś tam też prawdopodobnie z Powiśla pochodzi. Bednarczyków babka moja miała na nazwisko panieńskie i też chyba z Powiśla gdzieś tam pochodzili. Żeśmy w końcu, bo to Ochoty jeszcze nie było, była tak zwana chyba Czysta. Czysta się nazywało, jest jeszcze taki kawałek tego, ale to… Bo się zaczęła dopiero rozbudowywać Warszawa na peryferie (te dawniejsze), no, na placu Zawiszy była tak zwana rogatka i na Szczęśliwickiej granica miasta, tam przy Opaczewskiej. To się przeprowadziliśmy właśnie na Ochotę, bo mój dziadek cieciem takim chyba był tam gdzieś jeszcze. Ale później na Nowym Mieście, jak sprowadził się tam z Kieleckiego, [niezrozumiałe - przyp. P.M.] i kieleckie tam, tu mam, zapisane było. No i jak się przeprowadził to poszedł do pracy gdzieś tam na kolei, pracował jako robotnik, dziadek ten [mówiący pokazuje zdjęcie w albumie - przyp. P.M.], potentat. I tak my mieszkaliśmy na tej Ochocie. To był dom taki, to właściciela jakiegoś Suchowiereckiego pana. Tam było tych lokatorów, bo to były trzy piętra, podwórko. Na podwórku były takie ubikacje te, śmietnik stał. To co ja pamiętam, stajnia tego pana Głąba. Bo pan Głąb to jeszcze po wojnie teraz na Starym Mieście tam jeździł dorożką. No to właśnie ten pan Głąb, tu jest jego córka taka najmłodsza na zdjęciu, Jadzia. [5:00] Są, co tutaj pokazywałem, tu jest chyba, tam gdzie te rodziny są. O, tu jest ta Jadzia, córka Głąba.
Proszę podnieść, do kamery pokazać. [Maciej Różański daje wskazówki jak odpowiednio pokazać zdjęcie do kamery - przyp. P.M.]
I to są lokatorzy, ci młodsi lokatorzy, a tam jest więcej gdzie jest ta starsza, juniorzy, znaczy się starzy lokatorzy.
Seniorzy.
Seniorzy. O, tutaj. Tutaj seniorzy, a tutaj taka młodzież wyrośnięta. I ten, Antenk Gadomski, który w Powstaniu [Warszawskim] był. No też, chłopak miał ile, z szesnaście lat. A taki, taki… Uszkodził mi oko. Bo tam na podwórku się bawiliśmy, jeszcze za tego i mnie uderzył łopatka, uszkodził. Za okupacji był problem z okulistą, czy z czymś tam. Mnie leczyli, bo mi bielmem zachodziło. No i tam jakoś tam zlikwidowali, ale do tej pory to ja niewyraźnie widzę na to oko. Także, on mnie tutaj zaszkodził. Ale to on właśnie zginął gdzieś na powstaniu, ale gdzie to też nie wiem. Trzeba by było przejrzeć te, biuletyny z tego powstania. On miał kryptonim jakiś… nie pamiętam.
Tak. To już inna historia, tak. I to był dom, ile było mieszkań w tym domu?
Ja mieszkałem na drugim piętrze i było mieszkanie numer 43, a to drugie piętro. I na tym piętrze było raz, dwa, trzy… cztery, i po drugiej cztery, osiem, gdzieś chyba około szesnastu mieszkań było na piętrze.
I to był adres?
To była ulica Siewierska 7, której już po wojnie nie ma, ani piątego numeru, ani siódmego numeru, ani jedenastego, ani dziewiątego, bo były już w gruzach po wojnie.
Tak. I zdjęcia mieszkańców przy tym ołtarzu to są…
To jest siedem.
Siewierska 7.
Siewierski 7. Z tego domu przyszli… tam nawet nazwiska pamiętam prawie wszystkich, ale może i nie wszystkich. No to są, to są właśnie… Co tam jeszcze było. A, no. W [19]43 roku, skąd to się wzięło, te ołtarze. W [19]43 roku były naloty na Warszawę, to chyba Rosjanie już bombardowali Warszawę, bo lotnisko było niedaleko, Dworzec Zachodni zaraz był. No i się okazało, że na lotnisko to może spadła jakaś bomba, ale więcej tu po drodze spadło, Spadły tu na Białobrzeskiej koło mnie dwie bomby, takie [niezrozumiałe - przyp. P.M.] oglądałem potem. I wtedy moją ciotkę, matki siostrę, odłamek bok jej wyrwał. Ale przeżyła, bo do szpitala ją chyba Niemcy wzięli nawet. Opatrzyli jej i jakoś przeżyła. Później obóz koncentracyjny przeżyła. Bo przecież niedaleko był Zieleniak [obóz przejściowy - przyp. P.M.] od nas, jak powstanie było, to ile, 200 metrów do Zieleniaka było.
Ale ten…
[poprawa dyktafonu 09:16-09:21 - przyp. P.M.]
...ale te naloty to był w [19]44. Czy w [19]43 roku?
W [19]43. W [19]43 już były. Bo ja pamiętam, bo ojciec mnie tam jeszcze wyprowadził, ja się bałem tych nalotów, bo jeszcze takie te świetlne race na spadochronach puszczali, bo to nocne przeważnie były. Jeden pamiętam nad ranem samym był, tośmy odłamki później zbierali z dzieciakami po ulicy. I ta jedna bomba też trafiła tam niedaleko nas, pod [10:00] 3 na Siewierskim i w bramie sporo ludzi rannych było i nie wiem, czy nie zabitych. No i te dwie bomby co upadły tam na Białobrzeskiej, to jedna ta wyrwała mojej ciotce bok, bo przez klatkę… to niedaleko było, bo taki dom do tej pory stoi na Białobrzeskiej. I tam dwa leje takie były, to widziałem. I kiedyś też tak, po którymś nalocie, był wujek mój, ten matki brat… Gdzie on jest tu? O, ten Teofil, potentat Teofil. To był kowal, pracował przed wojną w firmie karabinowej, taka na Woli była firma. [niezrozumiałe - przyp. P.M.], później Świerczewski chyba. I tam broń robili, on tam był kowalem. Później za cara jeszcze, przed rewolucją do Rosji wyjechali. I tam część jego dzieci się w Rosji urodziła. Drugi syn tego dziadka mojego, potentata, Ludwik potentat. Jeszcze w latach tego kryzysu w [19]20 do Francji emigrował. I tam poznał żonę swoją, Katarzynę.
Też Polkę?
Polka. W Lille byli, to Lille to takie miasto. No i tam się urodziło troje dzieci. Taki Ludwik, tu mam też zdjęcie jego, Hela i jeszcze tam jakiś…
Wrócili do Polski, czy nie?
Proszę?
Wrócili do Polski?
Wrócili w latach [19]30 już, koło [19]33, czy któregoś, czy [19]35. Dzieciaki jak zwykle tylko po francusku mówili. Przeżywali ich “Francuzi”, bo tam się urodzili. Już mieli po siedem lat, do szkoły poszli powszechnej tutaj. A francuski tylko znali. I oni u nas też początkowo mieszkali. My mieliśmy tylko jeden pokój nieduży, a było też nas dużo, bo dziadek, ten mój, był starszy. To już… z 1866 roku jest dziadek. Tylko, że on częściej chodził do swojej córki najmłodszej, Teofila też, była Sikorska. Sikorska, a jeszcze fajniej, bo ona wyszła za mąż za Sikorskiego Władysława. Tylko nie generała tego. [śmiech - przyp. P.M.] A później, co jeszcze dziwniejszego, teraz już niedawno po wojnie, bo on też z dziesięć lat nie żyje, mieszkał w mieszkaniu na ulicy Spiskiej, gdzie się wychowywał “Grot” [Stanisław - przyp. P.M.] Rowecki, w tym mieszkaniu. No i jaka zbieżność, że Sikorski Władysław i “Grot” Rowecki, generał. Także… czasami takie fakty się zbiegają jakimś cudem.
Tak.
To co tam… No i właśnie… na czym to ja skończyłem?
Opowiadał pan o rodzinie tego syna dziadka, który wrócił z Francji, no, ale wcześniej mówił pan o mieszkaniu, o tym jak wyglądało, jak wyglądał dom na Siewierskiej.
No właśnie, dom wyglądał… uliczka Siewierska, to nie wiem czy pani ją zna, bo jest krótka taka bardzo. Ma ile, ze 200 metrów. Od Grójeckiej odchodziła kiedyś do Białobrzeskiej. No i pewnego razu wujek mój, ten Teofil właśnie, był po jakimś bombardowaniu w jednym… to już pod jesień tak jakoś było, przyszedł, odwiedzał nas, on na Okęciu mieszkał, tam właśnie niedaleko tych zakładów Škoda. I przyszedł, [15:00] to odwiedzał moją matkę, bo to najbliżej miał. Żeśmy go odprowadzali na przystanek, tam 7 chodziła, tak jak i teraz chodzi, tylko chodziła na Okęcie. Tylko, że tam na Okęcie szły tory pojedyncze i były mijanki tam gdzieś, któryś tramwaj, jak wracał z drugiej strony, to musiał poczekać aż ten przejechał i on dopiero na ten tor. I takie dwie mijanki były tam na Grójeckiej. No i żeśmy szli tego wujka odprowadzać, to już tak się ściemniało troszeczkę i nagle patrzę, biegł jakiś facet taki… no, wyglądał na jakiegoś z konspiracji czy coś, bo to taka moda była, buty z cholerami, biały płaszcz, tam dlatego. I za chwilę strzały padają ze strony Grójeckiej, od Grójeckiej. Bo to niedaleko od Grójeckiej odbiegł, jakieś może 20 metrów, a od nas z 10 metrów. I padł zabity. I ludzie mówią, “Co to było? Kto tego? Niemcy go chyba zabili”. Okazuje się, że wcześniej, naprzeciwko Siewierskiej, był budynek (może jeszcze do tej pory stoi) pan Wolskiego, Henryk Wolski, taki ogrodnik był. I tam na podwórku miał taką niedużą szklarnię i pod tą szklarnią, pod spodem, ukrywał Żydów. I to Żydów takich, profesor jakiś tam był, ktoś inny. Gdzieś to jest tam napisane, bo ja też już czytałem kiedyś w jakiejś książce. I tych Żydów… ja później oglądałem to miejsce, bo Niemcy przyjechali i wszystkich zabrali, tego Wolskiego, wszystkich z tego domu. No i widziałem tę szklarnie, rozwalona już była, tylko sam ten wykop został po tych Żydach. [błąd w materiale, dźwięk desynchronizuje się z obrazem - przyp. P.M.] To nieduże był, bo to gdzieś 10 metrów długości i ze 4, czy 5 szerokości. I tam tych Żydów sporo było. No i co się okazało. Okazało się, że tego, którego zabili tutaj, to prawdopodobnie zemsta była organizacji naszych podziemnych. Bo na Grójeckiej pod 88 była taka knajpa, “ciota” ją nazywali, bo to jakaś, nie pamiętam, czy jakaś Kwiatkowska, czy Kwiecińska się nazywała. Taka wiem, że gruba była, korpulentna. No i tam się schodziła taka szumowina trochę, bo wódkę miała, piwo miała, jakieś te. I ja z przeciwka właśnie Wolskiego. I tam musiał zauważyć, że tam pieczywo nosili, więcej chleba nosili, tam dlatego. A Polacy jak to Polacy są, jedni dobrzy, drudzy źli. Tam dowiedzieli się, że tam Żydów przechowuje i wydali Niemcom. I ten, który padł, to mówili, że to prawdopodobnie Czapski taki. Takie nazwisko tam było znane, bo to tam gdzieś… nie, czy na Siewierskiej mieszkał, czy na Przemyskiej, bo to było obok. Także jego tam zabili. I prawdopodobnie z konspiracji jakiejś.
Ale dlatego, że było posądzenie, że doniósł?
Że on podobno doniósł, że tam ci Żydzi są. No i w taki sposób zauważyłem tą śmierć jego, przed nami.
Który to był rok?
To chyba był [19]43. Ale to chyba już pod jesień było, bo się wcześniej ciemno robiło. I tego wujka jak prowadziliśmy, to te naloty pamiętam jak były, bo tam po drodze, jeszcze na Grójeckiej, lej oglądaliśmy taki po tym. Bo jak taki był trochę tego, [niezrozumiałe - przyp. P.M.], tam była część od bomby takiej tam, to mówił co to za bomba spadała, ile kilogramów. [20:00] I w ten sposób tam na tego. A poza tym, z tymi bombardowaniami. Bombardowania były, jak pogoda tylko ładna była, to wszyscy już wiedzieli, że będzie nalot w nocy. I tak się stało. Ja też tam pamiętam, wszyscy patrzyli na tego, a samoloty dopiero nadlatywały, już Starówka była. No i wtedy tego, zbombardowali i ten Dworzec Zachodni chcieli zrzucić, ale nie zrzucili, tylko na te, na Białobrzeską i następna jedna tu bomba padła na Siewierskiej, czy na Przemyskiej chyba i impet taki w tej bramie pozabijał trochę osób. [niezrozumiałe - przyp. P.M.] bo widziałem, krwii pełno było. Ale tam nie dali mi chodzić rodzice, bo to tego… A poza tym żeśmy wiedzieli jak będzie nalot, to nasze okno, od siódmego, bo tam tylko stał na Przemyskiej czternasty dom, a tu już pola były takie do Opaczewskiej. I tam była zajezdnia tramwajowa na Opaczewskiej. Bardzo nowoczesna. Tam nawet tramwaj taki jeździł z Placu Narutowicza, erka [lub elka, nie do końca zrozumiałe - przyp. P.M.], rozwoziła robotników do tej tej, to był taki tor osobny. I tam na tej, tej remizji [prawdopodobnie mówiący miał na myśli remizę - przyp. P.M.], jak jeszcze przed alarmem, bo alarmy to jeździł taki niemiecki samochód z akademika, bo w akademiku stali żandarmi. Nie wiem, czy wiecie, ale to był akademik, ale za tego… Ale to później powiem. I jak tylko w zajezdni światła gasły, to już żeśmy wszyscy… matka nas już ubiera (bo żeśmy w ogóle spać nie chodzili, tylko w ubraniu), do piwnicy. Ale co taka piwnica, jak to stropy drewniane były, to żadna tam tego. Zresztą w [19]39 roku tam moja ciotka też mieszkała na tym piętrze co my, ale pocisk jakiś uderzył w jej mieszkanie i całe rozwalił i stało puste do końca wojny, do końca okupacji. A oni się przeprowadzili na 17 na Siewierskiej. Bo tam ta Siewierska miała osiemnaście, albo może dwadzieścia numerów, krótka taka. I to trzypiętrowe budynki tylko. I, no i właśnie w ten sposób my te alarmy, żeśmy wiedzieli, że tego. Jak alarm będzie, to już mama chodziła, “Wstajemy, idziemy do piwnicy”. No i znowu w tej piwnicy znowu się za tego, a wszystkie kobiety modliły się, płakały tam, tego. A ja się jeszcze bardziej bałem, bo oni panikę taką tworzyli, dlatego. Jak ojciec jeszcze był tam, to ze mną wychodził na podwórku, pokazywał i widziałem jak te, żyrandole tak zwane, były puszczane na spadochronach, race oświetlały tereny. Ale jakimś dziwnym trafem ci Rosjanie zrzucali tak, aby szybciej odlecieć stąd. No i ich tam musieli strącić kilku, bo nie tylko, ale i na Warszawę, tam na Pragę i gdzieś tam, czy przy Pradze, Śródmieście, te bomby padały. Tych lotników kilku tam strącono, prawda, bo oni tam pracowali w tych zakładach lotniczych Škoda, [niezrozumiałe - przyp. P.M.], Juntersa. I tam mój brat też pracował, bo miał już szesnaście lat, to go, do pracy musiał iść. I tam pracował i też mył części samolotowe, to ręce miał całe… Później deputaty [wynagrodzenie otrzymywane w naturze, często materiały pierwszej potrzeby - przyp.P.M.] Niemcy dawali, takie przynosili do domu, to wódki litr chyba. Młody chłopak, szesnaście lat, to jemu dawali. Gdzieś tam mydła ceglanego, bo to takie cegiełki były. I to przynosili te deputaty raz chyba na miesiąc. I tak mój ten brat pracował do… trzy dni przed Powstaniem, czyli to piątek był, bo we wtorek było powstanie, a my w piątek, na Warszawie już się takie rozchodziły wiadomości, że coś się będzie działo. Bo Niemcy [25:00] ciągną tu do Warszawy. I taki sąsiad, taki Jabłoński, tam też z Grójeckiej, obok tego Wolskiego, tam mieszka, teraz tam też jest jakieś muzeum Ochoty czy coś takiego w tym budynku. Piwera chyba się nazywało, bo to nazywali tak od właścicieli dawnych. Stanisławczyk taki był, to rzeźnik bliżej Opaczewskiej. I on mówi, “Chodź tam”, bo mój ojciec Feliks miał na imię, mówi, “Chodź Felek, zbieraj się, wyjedziemy za Warszawę. Ja mam rodzinę tam, koło Grójca”, [niezrozumiałe - przyp. P.M.], bo mieszkaliśmy tam już od stu lat w Warszawie, warszawiakami. No i mówi, “Wiesz, przyjedzie tutaj po mnie ten kuzyn tam jakiś, to zabieraj pościel, co tam najważniejsze, dzieciaków i zawiezie nas”. No i tak się to stało. I w sobotę, czy w piątek właśnie wyjechaliśmy. Przyjechał tam furmanką, tam pościel żeśmy zabrali tylko. No, te podręczne dokumenty właśnie, między innymi te zdjęcia, parę zdjęć, które się tam jeszcze uchwaliły, bo tam więcej było chyba. No i to tak zabraliśmy, tylko to co się zmieściło i więcej nic. I ubranie jakieś tam, wiele nie mieliśmy tych ubrań, bo w czasie okupacji ojciec nie pracował. Sam... niektórzy chodzili, bo jak getto budowali tam w [19]41 roku, ten mur stawiali, no to tam niektórzy się zgłaszali do tego. Ale ojciec murarzem był, nie poszedł tam tego muru stawiać. Jedynie był tam taki dworak, czy tam starszy taki majster, on tam budował nawet, z tego getta takiego Żyda przyniósł co się tak buja… metalowy taki taki ten. I on opowiadał co się działo w tym getcie. Bo było getto małe i duże. I co tam tak… My żeśmy w ogóle wyjeżdżali na wieś parę razy. Raz to jeszcze chyba po [19]39 roku, też było, bieda była jakaś tutaj, nie było pracy. I żeśmy gdzieś tam pojechali na wieś, też do tego Michrowa czy gdzieś i pilnowaliśmy sadu. Szałas taki zbudowany był i w tym szałasie żeśmy siedzieli. Kuchnia ceglana, jak cegła była. Matka gotowała i tego sadu żeśmy pilnowali. To był taki… [19]42 chyba rok. Bo ja to tak… Ja miałem kiedyś bardzo dobrą pamięć, zresztą to od niedawna jeszcze. Zresztą jestem konstruktorem i miałem wymiary wszystkie w pamięci dawniej, nie musiałem już patrzeć na wymiary. I co tam? I w tym szałasie żeśmy siedzieli. I też ja z bratem poszedłem do drugiej tej części tego sadu, bo on miał po jednej stronie szosy, takiej drogi. I po drugiej tam na noc, w nocy i partyzanci jacyś szli, no tam z tych okolic Grójca. I do nas, tam zaczęli nas straszyć, pistoletem wymachiwał. No, ale zobaczył, że my tam tylko pilnujemy i poszli sobie. Tam na tej wsi żeśmy przesiedzieli do jesieni. I później właśnie ten, przyjechaliśmy tu, do Warszawy, już w [19]44 roku, już przed powstaniem pojechaliśmy znowu w te same strony, tylko już zamieszkaliśmy w Kruszewie. Kruszewo, to jest też michrowa, tam w Grójeckim. U państwa Prusów, bardzo porządni ludzie, ten pan Prus, taki prawie dwumetrowy [30:00] chłop, miał żonę. I jeszcze ta żona jego miała matkę tam chyba. To jej matka, albo jego. To chyba jego matka. Ale później zmarła już. A ta żona była akurat w ciąży, Ronia się urodziła później. I przedtem jeszcze był syn jego, Stasiek, z którym się tam kolegowałem. Starszy był chyba rok ode mnie. On chodził do szkoły, a ja siedem lat miałem, ale po stanie była to już szkoła, nie byłem w szkole. Także my żeśmy tam paśli krowy. [niezrozumiałe - przyp. P.M.] nie szedł, on też był taki, ale już chodził do szkoły. I żeśmy na tym Kruszewie przesiedzieli do… babka przyszła, na pieszo, na Okęcie tam, bo tam na Okęciu mieszkała tam ciotka i ten Ludwik, to jest syn jej. Ciotka i córka, Helena. I do nich przyszła na Okęcie, oni mieszkali naprzeciwko akurat tej Škody, zobaczyć co tam się dzieje. Ale to było jeszcze jakiegoś… koło 20 stycznia. A 17 [1945] stycznia dopiero Warszawa zdobyta była, Niemcy tam już wyszli. I matka tam tutaj przyszła i z powrotem przyszła na pieszo, to około 40 kilometrów dziennie. I ojciec mówi, “To jedziemy do tego gospo…”, gospodarze też tam… mówią, “No to jak chcecie jechać, to jedzcie, byście nam tu pomogli”, bo ta żona jego już urodziła tą małą. A matka tam już pomagała, bo początkowo to tylko w stodole spaliśmy, a to jeszcze było lato. Ale już na jesień, to nas wzięli do domu, chociaż niewielki, to było dwa pokoje tylko u nich. Na podłodze słoma była, my żeśmy na tej słomie spali. A oni tam w drugim pokoju spali. I [niezrozumiałe - przyp. P.M.] do tego budynku i tak żeśmy już zimę u nich w budynku… I co tam? No i jak matka już tu była, na tym Okęciu, także… bo do Warszawy jeszcze nie wpuszczali do tego, tam jeszcze była zamknięta, wejście do Warszawy. Także… Za parę dni tam, ten Prus mówi, “To ja was zawiozę do Warszawy”. Bo ojciec już tu wcześniej przyszedł, do Warszawy też, gdzieś chyba jeszcze w styczniu było. No i do pracy. Gdzie? No, nie ma pracy. No to do milicji poszedł, do Kompanii Ruchu. Kompania Ruchu to była pierwsza taka milicja, która strzegła i były takie punkty kontrolne na wylotach ulic, tam na tych punktach rozstawiali. No i regulowali ruchem. Tam sporo było, w tej Kompanii Ruchu, kobiet i mężczyzn. I między innymi słynna “Lodzia” [Leokadia Krajewska - przyp. P.M.] milicjantka. Ojciec był tam szefem szkolenia. Także ona z ojcem tam… Zdjęcie miałem ojca jej, tam “kochanemu szefuńciowi”, “Lodzia”. Bo ona tam później wyszła za mąż za policjanta i dlatego nie wiem… Ona chyba w Łodzi mieszka, jeśli żyje jeszcze. I tam żeśmy… I ten ojciec mój właśnie poszedł do tej milicji i mieszkanie trzeba było szukać. Spotkał taką swoją chrześnicę jeszcze sprzed wojny i mówi, “Chrzestny, chodź, ja mam tu mieszkanie, jest jeszcze nie spalone, na Grójeckiej”. I żeśmy tam, róg Grójeckiej i Wawelskiej. [cięcie w materiale - przyp. P.M.] I to mieszkanie, bo cały budynek był wypalony, część nawet zrujnowana [35:00] była, bo jakiś, nie wiem, wybuch mówili, że to ten Goliat [niemiecka mina-pułapka - przyp. P.M.] z tego, bo to tu były i róg Adama Pługa, tam też tak było zwalone od Wawelskiej strony. No i tam żeśmy mieli [niezrozumiałe - przyp. P.M.] do tego budynku. Było tam faktycznie trzypokojowe mieszkanie na pierwszym piętrze, niespalone. Co prawda szyb nie było tam w oknach. Ale nie było spalone. Klatka była, parter był spalony, drugie piętro tam spalone, a na pierwszym piętrze były dwa mieszkania, nie spalone. I tam żeśmy tam jeden pokój wzięli. Tam później moja ciotka się znalazła. Ta, ta Dębska. I tam żeśmy zaraz… I ona, z bratem swoim. I my żeśmy tam pokój jeden zajęli, oni drugi i ta chrześnica mojego ojca trzeci. Ona była, ta chrześnica mojego ojca, była siostrą z taką Ireną. Właśnie ta Irena mieszkała w tym domu Wolskiego, gdzie Żydzi byli. Tam był balkon taki na pierwszym piętrze. Skóra się chyba nazywała. I tam one dwie mieszkały i tylko we dwie mieszkały. No, mówią, “Przyjdą”, moja ciotka znów wzięła ten pokój większy, my mieliśmy mniejszy, taki wzięli, 14 metrów miał pokój. Mojej ciotki miał… niewiele większy, ale ze 16 miał. Ona mówi, “No przyjadą z obozu”, bo wszyscy, jak się zaczęło powstanie… To jeszcze tego nie powiedziałem, że wszyscy, oprócz nas, bo zdążyliśmy uciec przed tym Powstaniem, to cała moja rodzina ojca, mojej matki rodzina, to na Zieleniaku wylądowali. Tam ich Niemcy, Ukraińcy ich prze tego… I szli tam stamtąd, przez Pruszków, do obozu koncetracyjnych. I mojej ciotki trzech synów i mąż do obozu pojechali. Jeden brat mojej ciotki uciekł z tego, oni nie chcieli, bo się bali, “A, to pojedziemy do nich do pracy, to tego”. A ich do obozów koncentracyjnych wzięli, takich niszczących. I byli gdzieś, w Buchenwald był, w Dachau byli. No a moja siostra cioteczna, matki siostry córka i ciotka do Ravensbruck’u i brat jeszcze ten Zbyszek, takiego ma mama brata. No już nie żyją wszyscy. Też do obozu poszedł, a że był jeszcze młody, bo on z [19]29 roku, to ile tam miał, nie miał dwudziestu lat, szesnaście lat miał. Piętnaście. I też go tam do tego, do obozu zabrali. Ale tam w obozie to znów była selekcja. I jakaś taka, małżeństwo było, które tego... Chcieli go oddzielić od wszystkich, a on mówi (on mi powiedział), a on poszedł do nich i mówi, “Pan mnie przygarnie?”, tam mówi, “Bo mnie za tego [niezrozumiałe - przyp. P.M.]”, do gazu chyba. Bo tam [niezrozumiałe - przyp. P.M.], czy po [niezrozumiałe - przyp. P.M.] był, czy po tym Dachau, to nie wiem. No i ona mówi, “A, to mój syn jest tam za tego”, no i na tą stronę i go tam, ocalał. Też Zbyszek po wojnie, zresztą przyjechali razem, tutaj mieszkali na Ochocie.
Z tymi ludźmi, którzy go ocalili, tak?
Tak.
Wrócił?
Tak, wrócił, bo ona z mężem tam [niezrozumiałe - przyp. P.M.] i później dziecko swoje miała. A ciotka ta moja, tam z tego Ravensbruck’u, z córką… No, wrócili, jak obozy te wyzwalali już.
Przeżyły?
Tak. Przeżyły. Siostra też tam przeżyła. Po wojnie zaczęła pracować, chyba w przedszkolu. Bo tam przedszkolanką była. [40:00] Potem w Caritasie do końca roku pracowała, była w Caritasie do śmierci, do emerytury. A ciotka to też, bo była najstarsza, z [1]900 roku. To mąż w [19]39 był do wojska powołany i też w Stanach był później gdzieś tam, wrócił i gdzieś do granicy tylko dojechał i ZIK [Zakład Inżynierii Kolejowej - przyp. P.M.], po prostu nie wiadomo co to, bo nam wiele nie mówili. [niezrozumiałe - przyp. P.M.] nie chciał już do nas, ciotki, czy jak. W każdym bądź razie też tam był, wrócił z tego Stalagu [obozy niemiecki przeznaczone dla lotników - przyp. P.M.]. A jeszcze nie mówiłem, ci co wyjechali tam do tej Francji, tak wracali z tym moim wujkiem, matki bratem, to już chciał z tej Francji jechać tam za te, to [19]34 czy [19]33 rok był. I gdzieś w [niezrozumiałe - przyp. P.M.] zachorował i zmarł na granicy tam. A ta ciotka była gdzieś tam z sandomierskiego ona. Bo ona już te miała parę, bez trzech miesięcy sto lat jak zmarła. A tak przystojna była, wysoka i [niezrozumiałe - przyp. P.M.]. Zresztą nad tą granicą byli, to się też tam wyszkoliła, też po francusku wszyscy gadali, ale [niezrozumiałe - przyp. P.M.] mieszkali, jak przyjechali z tej Francji. No, ale to już mówiłem.
Inna historia, tak. Niech pan powie, jak mieszkaliście, jak wyjechaliście przed powstaniem, to pan pamięta ten dzień, pamięta nastrój, co pan wtedy czuł, czy czuliście, że się gorąco robi? No to, że rodzice wzięli zdjęcia to znaczy, że myśleli o tym…
No ale to tam torbę taką podręczną brali i to wzięli. A w domu wszystko zostało, bo patefon [przenośne urządzenie o napędzie mechanicznym do odtwarzania dźwięku z płyt - przyp. P.M.] taki mieliśmy swój tam i dużo płyt było. Pamiętam, stało takie popiersie Piłsudskiego [niezrozumiałe - przyp. P.M.]. No i żadnej bielizny więcej, tą bieliznę bieżącą i tam pościel. Więcej nic nie dało się zabrać, bo tamta rodzina też na tą furmankę się zmieściła, też tam sporo osób było, czy pięcioro i nas pięcioro. To do tej tej, ja już tam spałem. A ten mój brat właśnie, już nie poszedł do tej Škody tam pracować na lotnisko. Tylko po prostu uciekł, uciekliśmy. Dlatego, bo Niemcy by go tam za tego. Nie wolno było opuszczać. No i żeśmy tak w tym dojechali, to było… bo to 40 kilometrów prawie, to tam się parę godzin jechało. Ja tam spałem, to tak bardzo nie pamiętam jak było. Ale to w tym Kruszewie, jak byliśmy, to w tej stodole to się nawet fajnie spało. Myszy latały. [śmiech - przyp. P.M.]
A dochodziły jakieś wieści, pamięta pan jakieś takie zdarzenie, że…
Z Powstania jeszcze nie. Wiadomo było, że Powstanie wybuchło. No i później, dobre parę dni to trwało, to już łuny ponad Warszawą było widać. To już żeśmy wszyscy patrzyli na łuny, jak się Warszawa pali. No i to tak właśnie było. Powstanie na Ochocie trwało, jak mówiłem, chyba około trzynastu dni i zlikwidowali. Tam na Kaliskiej… A, jeszcze jednego zapomniałem powiedzieć, że jeszcze w czasie okupacji jechaliśmy z matką, czy szliśmy, to już nie pamiętam, bo tramwaje, chyba tramwajem żeśmy jechali na Plac Narutowicza. I nagle zatrzymują Niemcy ruch Wawelskiej i tam gdzie ja później mieszkałem w tym domu i Grójeckiej i egzekucja tam była przed chwilą. I tam tylko przyjechały samochody, trupy na samochody, nas tam [45:00] za tego dalej nie wpuszczali, wszystkich zatrzymali. I tam przy Wawelskiej rozstrzelanych było około czterdziestu osób chyba. A później, tylko Niemcy odjechali, to zaraz pełno kwiatów było i piachu, bo piachem zasypali krew, bo tam dużo krwii było. No to pamiętam właśnie tą krew tam, jak była zasypywana. Bo z matką szliśmy, na placu Narutowicza były takie budki, gdzie tam można było dostać słoniny takiej. A na Słupeckiej był sklep gdzie chleb można było kupić bez kartek. Bo tak to wszystko na kartki było, ciężko było dostać coś. I ja tam z matką szedłem na pieszo zawsze ma ten Plac Narutowicza. A na Placu Narutowicza w akademiku było gestapo, żandarmeria polowa z tymi blachami tutaj. I tam pamiętam też tam akademik ten… tam Mochnackiego, zaraz tu Akademicka jest, bo ona tak chodzi do Filtrowej. Tam wisiała na budynku flaga Niemiecka taka wbita w takie obejmę. A teraz na brzegu tej Akademickiej była stacja benzynowa, też pamiętam, bo była taka [niezrozumiałe - przyp. P.M.], takie klosze miała. A Plac Narutowicza to były zbiorniki takie z wodą, chyba przeciwpożarową, bo tam calutki teren od Uniwersyteckiej do Grójeckiej dochodziła prawie i naprzeciwko Barskiej i tu z tego, te zbiorniki tam były, bo to też takie nawet były zakrywane, duże były. No i tam tamten chleb żeśmy kupowali na Słupeckiej i przy okazji, w nagrodę, bułkę mi matka kupowała. Bułka to była dla tego, to był rarytas. To świeżutkie tam było pieczywo, tam bochenek chleba ciemnego, bo na biały to stać nie było. Na Placu Narutowicza kawałek słoniny kupili, bo budka była. I tak żeśmy tam wracali z powrotem, po tej egzekucji właśnie co tam widziałem.
Ale nie pamięta pan, który to mógł być miesiąc, jaki rok, ta egzekucja?
To na pewno [19]43 rok był. Zresztą tam jest tablica na tym budynku, bo budynku nie ma tam już.
Czyli jest tablica i to jest to miejsce? O tym miejscu pan mówi?
Tak. I chyba jest tam ile osób zginęło. Ale ja tak liczę, że około czterdziestu, bo tam kiedyś na tej tablicy nawet czytałem, bo tak to nie widziałem tych, tylko ja zrzucali tych trupów na samochody i piaskiem tam wysypywali całą tą. To ja później, po okupacji, to właśnie w tym domu naprzeciwko, to mieszkanie mieliśmy, dostaliśmy. A jeszcze tam przed domem stały dwie armaty z [19]39 roku chyba i jedna laweta pod 43. Gdzieś tam w tym domu, gdzie mieszkaliśmy na Grójeckiej 45, to Grójecka 45. Tam sporo, bo to inteligencka spółdzielnia była taka pracowników naukowych, profesorów. Tam między innymi mieszkał profesor [Gustaw - przyp. P.M.] Wuttke, jego syn też, chyba w Powstaniu zginął. Mucha lat? Mam tu łapkę.
Może już otworzymy okno, to wyleci. Niech pan zamknie już, bo to jeszcze się zmieni… O tak żeby było.
I w tym domu pani [Wanda - przyp. P.M.] Telakowska, profesor też taka od Cepelii [Centrala Przemysłu Ludowego i Artystycznego - przyp. P.M.] tych wszystkich i tych… Wysoka kobieta, na facjacie [mieszkanie na poddaszu - przyp. P.M.], taka fajna była, [50:00] panna. A nie żyje już, bo oślepła na stare lata. A mieszkała na samej górze, na trzecim piętrze, bo tam też były trzy piętra i facjata taka. I tam miała takie ładne bardzo. Bo w tym budynku i taras był taki duży od ulicy do opalania. Bo to budynek przedwojenny. Nie tylko przedwojenny, ale ‘30 lata już, niedaleko już było przed wojną.
Czyli już nowoczesny był?
Tak. Bo mój ojciec, jak właśnie był murarzem, to jego borował, też tam stawiali. I co tam? Później wprowadził się pan Śmiałowski Igor, aktor, też mieszkał tam. No i cześć pierwszej klatki, bo była wypalona cała druga klatka, wyremontowała firma, ja nie wiem czy Motormit czy coś. No i tam sprowadziło się sporo Żydów ze Związku Radzieckiego, takich nie wiem czy wysiedlonych, czy sami wyjechali i tam zamieszkali rosyjscy Żydzi. A tam niektórzy są fajni, bo ja się kolegowałem z jednym, Wowką takim. Romek Chorzewski też taki był, jego ojciec był redaktorem Trybun Ludu, Adrian, bardzo przyzwoity facet i grzeczny taki. Każdemu się z daleka tam [witał], przystojny. A Romek ten to w Wojnie Domowej grał, śpiewał tam Annę Marię. [niezrozumiałe - przyp. P.M.] się wyprowadzili, bo to wszystich tam później, nagle się poznajdywali właściciele tych mieszkań. Jak były wypalone, to nie było nikogo, a później to już… i pozabierali. Dali tami inne mieszkania. No i Romek Chorzewski tam gdzieś na Mochnackiego mieszkał. To ja go widziałem tam nawet kiedyś, ale to…
[Maciej Różański] Ja bym chciał jeszcze pana zapytać o ten dzień, dzień w którym państwo wróciliście do Warszawy, już zburzonej po powstaniu. Jakie wtedy państwo mieliście odczucia? Jak w ogóle miasto wyglądało, jak…
No wie pan, miasto, Grójecka, nie istniała. Cała. Jeden budynek stał taki, róg Radomskiej i Kopińskiej. Od Kopińskiej do Białobrzeskiej to gruzy same, sterty gruzów. Ten budynek stał, ten duży. No i jeszcze przed nim stał, bliżej Nieborowskiej, też domy. A tu po lewej stronie, gdzie ja mieszkałem, no to od Placu Narutowicza stały, bo tu Niemcy mieszkali za okupacji. Bo jak wygnali, Powstanie właściwie, jak wygnali tych Polaków z tych mieszkań na Zieleniak, bo przeważnie z Ochoty na Zieleniaku byli. No to tam w tych, budynku, nie były tak bardzo zniszczone. Wypalone były, bo chodzili, nawet próbowali Niemcy ich wysadzić, bo były wykute otwory w ścianach. nie tylko tu, bo w akademiku też były, tam gdzie oni urzędowali, żandarmeria. Pamiętam, że w akademiku, gdzieś na wysokości połowy budynku, tam okno było i był taki murowany hakenkrojc [swastyka - przyp. P.M.], nie, hakenkrojc to jest krzyż, orzeł ten Niemiecki w tym. Potem nasi to zamurowali i orła naszego i do tej pory on jest tam w akademiku. Warszawa, to cała Grójecka była wypalona. Jak nie zrujnowane i zniszczone całe, to wysadzone budynki, to były wypalone mieszkania doszczętnie. Także tu niewiele ludzi mieszkało, nie było gdzie mieszkać. Ludzie przyjeżdżali, to później zaczęli odnawiać sobie, remontować trochę.
Ale pana wrażenia jako chłopca, był pan dzieckiem. Zobaczył pan taki księżycowy krajobraz, coś czego się wcześniej nie widziało. Może… Czy pan się [55:00] bał, czy tylko pan…
Wie pani… Ja sobie może tak sprawy nie zdawałem, dlatego. Widziałem, że wojna jest. Zresztą co pani powiem, dzieci, te okupacyjne, takie jak ja, tych lat, to były zupełnie inne, niż te co teraz są. My byliśmy jacyś inni, przyzwyczajeni, że jakiś… bać się kogoś. Przecież łapanki były, żandarmeria blisko stała. Jeździła ta buda z alarmem, jak alarmy były, to jeździła Grójecką. Chodzili lotnicy z lotniska tam, bo lotnisko było czynne, no niemieckie tam przylatywały bombowce i transportowce. To my żeśmy tak jakoś byli wyczuleni, że wiedzieliśmy kogo się bać i kogo za tego… A co po wojnie. Jak przyjechaliśmy to sam gruzy. Ale jakoś dziwnie, bo ja się później bałem, ale wtedy się nie bałem chodzić po tych gruzach. Bo po tych gruzach się chodziło, szukało czegoś, się szperało, coś się do domu przyniosło. Także, ja tam się tak nie bałem. Trupy jeszcze niektóre były, bo wykopywali. Tam nawet pod 43 leżał ksiądz, w sutannie jeszcze. To nie wiem, to chyba go już później musieli zabić, bo on, boki jeszcze były lekko napęczniałe, ale były…
W 43 na Grójeckiej?
Tak, tam przy budynku pod ścianą. I tam był rów jeszcze taki wykopany od Kaliskiej do Grójeckiej, w poprzek szosy, przeciwczołgowy chyba, bo to głęboki był. Nawet tam jechali jacyś podpici później żołnierze i wpadli do tego rowu z samochodem. Także ja to tak… No, chodziło się po tych, przyjemność była. Bo to zabawy wtedy były różne. Na Wawelskiej były takie pałacyki, róg Korzeniowskiego i Chochmanowej, tam między Chochmanowa, Uniwersytecka i Korzeniowskiego. I w tych pałacykach to też. A ładne takie. Tam dwa chyba jeszcze stoją od strony Uniwersyteckiej. To tam żeśmy się gonili po tych gruzach, chodziło się, niejeden spadł, połamał się. No, w parku tym Skłodowskiej-Curie przy szpitalu, tam boiska były, grało się w piłkę w tym parku. Później tam… Najgorsze, to było to, że na Pasteura, tam wszędzie stały bunkry, bo tam gdzie Politechnika, gdzie Uniwersytet teraz jest na Pasteura, od Wawelskiej aż do Opaczewskiej, teraz Banacha się nazywa (bo kiedyś Opaczewska była), no to tam były bunkry dwa w tych budynkach, bo tam szpital był. A i tory tramwajowe były. Te tory były ze wschodniego dworca aż tutaj, przebiegał jeden tor i raz widziałem jak Niemców wieźli. Bo to taka lora [wagon towarowy bez bocznych ścian - przyp. P.M.] odkryta była i tam na noszach leżeli Niemcy. Tu szpital był, gdzie jest w tej chwili, tylko gdzie teraz w tej chwili są sale wykładowe na Pasteura. No to tam też był szpital i tam zwozili wszystkie te… Tramwaj tam zakręcał na podwórku za szpitalem i na rogach były dwa bunkry niemieckie z karabinami maszynowymi. I armata tam stała chyba, bo amunicji pełno było artyleryjskiej. A to najgorsze, bo to… ja się bałem tego, bo ojciec mi przykazał, że jak będziesz tam to ci tam tego… Wykręcali tam zapalniki, płuczki [mechanizm chłodzący - przyp. P.M.] rozwalali. Proch wyjmowali, taki długi proch laskowy był. A to fajne było, bo się naciska paliwo, naciska i fruwał tak jak nie wiem. To był fosfor, bo zapalające też fosforem paczki się smarowało i można było zapalać zapałkę. Bo to w kostkach taki fosfor był. Także to tam wiesz. A poza tym zapalniki wykręcali. Później głupsi niektórzy włazili do ognia. [01:00:00] Wybuchały, poraniło, pourywało ręce, nogi, pozabijało. I jednej tam w szpitalu onkologicznym na Skłodowskiej w drzwiach… Ja tam też byłem niedaleko. Pięść pancerną taką wzięli i tam zaczęli majdrować [nieumiejętnie naprawiać - przyp. P.M.], no wybuchła i tam chyba trzech zabiła. Reszta rannych ciężko, bo to palce jeszcze wisiały, taki daszek był tam. Później u mnie na podwórku, tam na Wawelskiej, to już po wojnie mówię wszystko, też studzienka tak była, bo tam był szpital też ten powstańczy, bo tam był przed wojną nawet rentgen w tym budynku. O pierwszej klatce, bo tam trzy klatki były na Wawelskiej w tym domu 45. To tam na podwórku taka studzienka była odpływowa. I tam zapchana była, wykopali tam skrzynkę z granatnikami moździerzowymi takimi, chyba 82mm miały te. I to leżało tam za tego, tam dla takiego chłopaka tam… Tam w tym domu mieszkał Szyba taki, Krzysio. Łobuziakowaty trochę. Szli na drzewo, bo na Żwirki i Wigury takie baraki jakieś tam były i drzewa można było przynieść na opał, bo nie było czym palić, węgla tam. Po piwnicach się chodziło tych starych, wypalonych, się wybierało. I szli i on wziął ten jeden pocisk w rękę. I tam szli, szli i tam róg właśnie, naprzeciwko Hoffmanowej rzucił tym pociskiem, bo taka grupka szła, chyba z sześć osób, albo więcej. I upadł na ten, a to są bardzo czułe zapalniki, ja byłem w artylerii i w wojsku, także wiem. I wybuchł. I tam dwóch, trzech chłopaków. Tego Krzyśka też poraniło w rękę, odłamek. Ale taki Jurek Rosa był, przedni chłopak, też tam mieszkał w moim domu. Jego natychmiast zabiło, bo to obok niego upadł to mu cały… spodnie matka później suszyła takie, to były całe dziurawe takie jak sito. No też zginął na miejscu. Tam jeszcze inny też w nogę był ranny. Chyba ze czterech było rannych oprócz tego co zginął.
To wojna się skończyła, ale ludzie ginęli…
A, to najgorzej było, bo tej amunicji, pocisków, różnych granatów to wszędzie leżało. A każdego tam korciło zobaczyć co tam w środku. Też tamten zapalnik jeden też wzięli z Pasteura, zapalili tam, tam jeszcze te tory były tramwajowe, tam na Pasteura. Tam wypalili, ale już nie chodziło nic tam, bo to tylko dla tych rannych było. Ogień rozpalili, zapalił, wrzucił i też go tam wybuch i też rana, nogi poraniło. Takiego obok sąsiada. Co tam jeszcze było ciekawego? No, ciekawe rzeczy to, to było, że tam po wojnie chodziło się po tych wypalonych budynkach i się szukało czegoś tam. Coś tam zawsze się znalazło. O, nawet ja ten wazon co tam stoi, to jest wazon, który ja też znalazłem w gruzach. To jest, pod spodem ma napis… [mówiący wstaje - przyp. P.M.] Nie wejdę tam, bo mi się w głowie kręci.
Kolega wejdzie może, co?
Tam pod tym jest napis, “dla…”, poety czy pisarza?
[Maciej Różański] Może pan sprawdzić?
Mam w encyklopedii, bo szukałem to nazwisko. O, tu jest wypisane. Bo to w Kutach był robiony [01:05:00] ten wazon.
Broszkiewicz. Kuty.
W encyklopedii jest dla kogo był ten wazon robiony.
Tak, piękny.
I to tak go. A, że taki ładny, to go wziąłem.
I przetrwał i jest u pana.
I przetrwał, stoi, tyle.
Dobrze, może pan opowiedzieć jeszcze o aniołku i o tych pierścionkach.
Te pierścionki. Ten pierścionek też znalazłem właśnie tam na Wawelskiej, gdzie mieszkaliśmy. Bo to tam w tym szpitalu był, to tam się znalazł. Tam były jeszcze nawet opatrunki na podwórku, gipsy. Amunicja zakopana była też taka. A ten pierścionek, to nawet nie wiem skąd ja go mam. Ten pierścionek to mi się tu znalazł niedawno. Miałem tą papierośnicę jeszcze taką, robioną przez lotników rosyjskich w [19]44 roku. Szukałem, jest gdzieś, ale gdzieś schowali mi.
To o aniołku niech pan opowie.
No, aniołek, aniołek to… z ojcem poszliśmy później już, ojciec jak już był w tej milicji, bo po wojnie, to żeśmy poszli tam zobaczyć co tam jeszcze po naszym mieszkaniu zostało. I po tym ołtarzu, to on był spalony. Ale tam tego, tam jeszcze półka była no i stały te dwa aniołki. Bo jeden tak stał i drugi obok. Ja nie pamiętam, kiedyś to pamiętałem czyje to były te aniołki. I ten jeden był potłuczony cały, go nie wziąłem. A ten cały, “wezmę go”. I właśnie wziąłem stamtąd i przyniosłem do domu.
Czyli z tego ołtarza na Siewierskiej 7.
Tak. Z tego ołtarza co tu stoimy. [mówiący pokazuje na fotografię - przyp. P.M.] I tu. I tu ja jestem.
Dobrze. Świetnie. To chyba skończymy pana wypowiedź. Chyba, że jeszcze chce pan o czymś opowiedzieć, to proszę.
No to tylko to, że… O [niezrozumiałe - przyp. P.M.] mówiłem, tej przy Wawelskiej. O tym, że tam moi ci wszyscy przez Zieleniak przeszli, przez Pruszków. To i nie wróciło tej mojej ciotki dwóch synów i ten…
No właśnie o tym pan nie opowiedział, że wujek, tak, z synami wyjechali i…
Dwóch synów i mąż zginęli w obozach. A trzeci syn, ten Czesiek taki, też tu mam jego zdjęcie, wrócił tu do Polski, ale też był w obozie. Tylko później ten Amerykanie wyzwolili, bo to gdzieś po stronie tej, amerykańskiej strefie. No i wrócił tutaj do Polski. To na Dworzec Zachodni, bo na Dworcu Zachodnim była główna taka baza przyjazdów. Bo Dworca Głównego to już nie było dawno, bo wysadzony. Nie, Dworzec Główny był jeszcze, tylko wszyscy tutaj wysiadali na Zachodnim, bo szli Kopińską na Ochotę, ci którzy z Ochoty byli. A ci następni tam do… nie wiem czy do Głównego dojeżdżali, ale tam chyba część dojeżdżała do Głównego Dworca. Bo pamiętam, ojciec miał służbę czasami przy Placu Zawiszy przy Dworcu Głównym. I tam chodziłem zobaczyć co tam się dzieje. Także to tam. “Lodzia”, milicjantka, to stała na takich ulicach ważniejszych, na Marszałkowskiej.
Pamięta ją pan?
No pamiętam. Ją pamiętam, bo ojciec Feliksa miał imieniny i ta komenda Ruchu była najpierw na Kępnej na Pradze. A później ją przenieśli na Bednarską. [01:10:00] Na Bednarskiej taki pałacyk był i tam imieniny były. I tam kiedyś, chyba już przed odejściem ze służby, bo ojciec na gruźlicę i się zwolnił z tej milicji. Niepotrzebnie, bo mogła mieć później matka emeryturę, a nigdzie nie pracowała. Pracowała trochę tam na Sierockiego na Ochocie. Taka fabryka była przed wojną Urala na Rakowieckiej, był też taki zakład przetworów rybnych i marmolady, tam jakieś cukierki. No i także to takie wszystkie rzeczy, to po prostu z tego.
Kiedy umarli pana rodzice?
No, matka umarła dwadzieścia cztery lata temu. A ojciec to w [19]48 roku zmarł, miał czterdzieści jeden lat, zmarł.
Czyli ta gruźlica go pokonała?
Proszę?
Gruźlica go pokonała?
A w tym czasie to wszyscy mężczyźni tego wieku to na gruźlicę chorowali. To obozy raz były, a później niedożywienie, to wszystko, to się tak plątało. A gruźlica panowała. Ja to pamiętam, bo jak do szkoły chodziliśmy (po wojnie już), to na przerwie… To ze Szwecji chyba taka pomoc przychodziła, tran [niezrozumiałe - przyp. P.M.]. I przerwa, to każdy tam na dużej, do pani tam jakiejś, łycha tranu i kromka chleba. Tak to my wypijaliśmy codziennie, dlatego ten tran. Ja go bardzo nie lubiłem, bo to takie śmierdzące.
No, ale było… pomogło.
No, ale wszystkie dzieci musiały pić. I mleko też dawali do wypicia. A ja chodziłem do szkoły podstawowej, bo jeszcze nie powiedziałem, do tej pani Goldmanowej [Anna Goldman - przyp. P.M.]. To była pierwsza szkoła, tu na Ochocie, podstawowa, na filtrowej. Zdjęcie tu mam pani Goldmanowej.
Tak, chyba przy…
[niezrozumiałe - przyp. P.M.]. No. Nie wiem. O, to ojca z milicji, z Targowej zdjęcie. To już w sanatorium w Otwocku, jeszcze w milicji był. Gdzie to jest ten…
Może tutaj?
Być może tutaj, bo to są z komunii.
O, tu jest chyba z komunii zdjęcie pani Goldman.
Tak, tak, tak. To pani Goldman i proboszcz, chyba [Eugeniusz - przyp. P.M.] Dąbrowski, od świętego Jakuba.
To była wasza parafia?
Tak. Tam byłem chrzczony. Tam moja matka ślub brała. Zresztą wszyscy tam byliśmy w stanie, bo ta parafia była, ten kościół jeden był. Bo to był jeden z takich dużych kościołów, na dawniejszych gliniankach postawiony. Bo glinianki tam na Szczęśliwicach były. Chodziliśmy też tam na ryby kąpać się. Utopiło się ilu tam. I Zieleniak, to też pamiętam za okupacji, był cały ogrodzony, bo on był tak, od Opaczewskiej, wzdłuż Grójeckiej i tam do szkoły Kołłątaja z tyłu do… taka uliczka, nie wiem, czy to ulica była. Opaczewska mówili, że to jest. Tam był i Ogródek Jordanowski. W tym Ogródku Jordanowskim był taki basen i płytki i kamień stał, duży kamień taki. Z napisem Piłsudskiemu tam, córce chyba Piłsudskiego, czy szkoła chyba była z nazwy Piłsudskiego, też coś miała. Kołłątaj teraźniejszy. A to była szkoła podstawowa. Tam wszyscy chodzili do szkoły podstawowej przed wojną. A ja znów, po wojnie. Choć już przed wojną, [01:15:00] to pamiętam. W Powstanie miałem iść do szkoły, bo miałem siedem lat, ale już nie zdążyłem. A po wojnie, po wojnie, to właśnie mówię, poszedłem do szkoły na Filtrową, do tej prywatnej pani Goldmanowej. Do pierwszej klasy. Ale, że już przerośnięty byłem, pierwsza klasa, no to komplety zrobili dla tych opóźnionych i na te komplety chodziłem na Wawelską tu przy Niepodległości. tam fińskie domki postawili już. I na tych domkach i jugosłowiańscy byli i polacy przyjechali, tam dostali te mieszkania. I tam pamiętam, że chodziliśm do takiego domku jednego na te komplety. Tam chyba ze cztery czy pięć osób nas chodziło na te komplety. I tak chodziłem do tego, bo później już, od lutego, zacząłem do drugiej klasy chodzić. Bo to skończyliśmy.
I jak długo chodził pan do tej szkoły pani Goldmanowej?
No cały czas. Całą szkołę podstawową, tylko, że już później przestała być szkołą pani Goldmanowej, tylko szkoła powszechna nr 9.
Ale to się zmieniła lokalizacja? Przenieśliście się do innego budynku wtedy.
Tak. Wtedy żeśmy przeszli na 62, na początek tu na Raszyńskiej, róg Raszyńskiej i Filtrowej. Taki zgruzowany był, ale go tam piętra trochę odbudowali, odremontowali, bo reszta była spalona. I tam kończyłem tą szkołę. Bo tak to cały budynek jeszcze dalej, wysoko, był spalony. To niewiele tam tego było już, ale… [niezrozumiałe - przyp. P.M.] parter i pierwsze piętro, klasy były.
Tak. Dobrze. Wszystko. Dziękujemy panu bardzo.
Nie ma za co. Wie pani, ja już pamięci teraz nie mam.
Dane o obiekcie
-
Nazwa / Tytuł
Marian Perzak -
Twórca / Wytwórnia
Ujazdowska, Lidia (prowadzący/a rozmowę); Różański, Maciej (operator kamery); Perzak, Marian (świadek historii) -
Rodzaj
-
Kategoria
-
Zakres chronologiczny
-
Data wykonania
18/06/2020 -
Czas trwania
1h 16min 9sek -
Miejsce
-
Numer inwentarzowy
MHP-07-3007 -
Klasyfikacja praw autorskich
-
Permalink