Katyń. Kłamstwo i milczenie - Mediateka - Muzeum Historii Polski w Warszawie SKIP_TO
Wizyta w muzeum Przejdź do sklepu
Rzecz historyczna
Audiovideo

Katyń. Kłamstwo i milczenie

Muzeum Historii Polski;

04/04/2024

Transkrypcja

Zbrodnia katyńska była nie tylko aktem sowieckiego terroru, ale jednym z ważniejszych, bezprecedensowych wydarzeń w dziejach II Wojny Światowej. Powodów ku temu jest kilka. Był to systemowy, zaplanowany z premedytacją mord jeńców polskich chronionych przez konwencje wojenne. Był to mord dokonany na elicie polskiego społeczeństwa. Ludziach wykształconych, niosących wyjątkowe wartości moralne. Według konwencji przyjętych już po II Wojnie Światowej zbrodnię katyńską można byłoby uznać za akt ludobójczy. [muzyka] Szokujące i niezwykłe jest jednak nie tylko to, co wydarzyło się wiosną 1940 w Katyniu i kilku innych miejscach kaźni, ale także i to, co działo się później. W nieco ponad rok po zbrodni Józef Stalin, bez mrugnięcia okiem, łgał premierowi polskiego rządu, że polscy jeńcy uciekli do Mandżurii. Gdy w kwietniu 1943 roku Niemcy odkryli doły śmierci, próbowali wykorzystać zbrodnię propagandowo. Sowieci odpowiedzieli rzeką kłamstwa, która zafałszowała i zniekształciła fakty, które następnie zostały wyparte ze świadomości przez zachodnich aliantów. W dzisiejszym odcinku opowiem nie tylko o zbrodni i braku kary, ale także o tym, jak Zachód nie chciał otworzyć oczu na zbrodnię katyńską. [muzyka] Jest 17 września 1939 roku. Armia Czerwona realizując postanowienia tajnego protokołu paktu Ribbentrop-Mołotow, będącego w istocie porozumieniem Hitlera i Stalina o rozbiorze Polski, wkracza na nasze wschodnie ziemie. Łamie tym samym pakt o nieagresji z Polską obowiązujący, o ironio, do końca 1945 roku. To cios w plecy. Związek Sowiecki oficjalnie nie wypowiedział Polsce wojny. Ambasadorowi II RP Wacławowi Grzybowskiemu ogłoszono w sowieckim MSZ’cie, że państwo polskie przestało istnieć, a Armia Czerwona weźmie w opiekę Białorusinów i Ukraińców zamieszkujących wschodnie tereny II Rzeczypospolitej. Tymczasem 17 września ’39 roku, pomimo dużych strat, po ponad dwóch tygodniach walki z Niemcami, wojsko polskie liczyło nadal około 650 tysięcy żołnierzy. Wschodniej granicy państwa strzegły przede wszystkim bataliony Korpusu Ochrony Pogranicza. Ponadto na wschód od Bugu, znajdowało się ponad 200 tysięcy żołnierzy z ośrodków zapasowych.

 

Te nie zawsze dobrze wyposażone i nie zawsze dobrze dowodzone, nierzadko zdezorganizowane oddziały, nie miały jednak większych szans w obliczu ponad półmilionowej armii inwazyjnej, która wkroczyła ze Wschodu do Polski. Władzie polskie również nie wypowiedziały wojny Związkowi Sowieckiemu. “Z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie natarcie z ich strony albo próby rozbrojenia oddziałów”, mówił rozkaz marszałka Edwarda Rydza Śmigłego. W praktyce jednak w różnych częściach Kresów Wschodnich wojsko, jednostki Korpusu Ochrony Pogranicza, policja państwowa, a nawet ludność cywilna stawiały opór wkraczającym bolszewikom. Sytuacja na Kresach Wschodnich była niejednoznaczna. Krótko i krwawo broniły się Wilno i Grodno. Oblężony przez wojska niemieckie i sowieckie Lwów poddał się ostatecznie tym drugim. Nasi sojusznicy Francja i Wielka Brytania złożyli jedynie noty dyplomatyczne z protestem wobec haniebnego stwierdzenia przez Moskwę, że państwo polskie i jego rząd faktycznie przestały istnieć. Londyn i Paryż nie wyraziły jednak zdecydowanego protestu przeciwko agresji. Taką postawę ułatwiał aliantom brak jasnej deklaracji rządu polskiego o stanie wojny ze Związkiem Sowieckim, pośpieszna ewakuacja władz polski poza granice II RP. Na Węgry zdołało dotrzeć 40 tysięcy polskich żołnierzy. Do Rumunii przedostało się 30 tysięcy. Tych, którzy zostali pod sowiecką okupacją, czekał niestety straszny los. Od 17 września 1939 roku do niewoli sowieckiej dostało się około ćwierć miliona polskich żołnierzy, w tym kilkanaście tysięcy oficerów. Do właściwych obozów jeńcy zaczęli napływać pod koniec września i na początku października 1939 roku. Wszystkie były w fazie organizacji. Jeńcy sami budowali strażnice, zasieki, brakowało łączności telegraficznej, oświetlenia. W krótkim czasie z jeńców wojennych wydzielono oficerów, policjantów i urzędników. Bezprawnie uwięziono ich w obozach w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie. Wśród osadzonych znajdowało się wielu oficerów rezerwy, między innymi wykładowców akademickich, lekarzy, prawników, inżynierów, nauczycieli, dziennikarzy. Sowieci skierowali do obozów funkcjonariuszy tajnej policji NKWD. Przesłuchiwali oni więźniów, zbierali dane, a także werbowali do współpracy. Na współpracę z Sowietami zdecydowali się jednak nieliczni.

 

Do późnej zimy 1940 roku rodziny osadzonych otrzymywały korespondencję. Wiosną 1940 roku wieści o ponad 20 000 polskich obywateli ucichły. Oficerowie zapadli się pod ziemię. Ostatnie listy jeńców do rodzin pochodziły z lutego 1940 roku. Od marca ze strony Związku Sowieckiego odmawiano wszelkich informacji, choć w przypadku wszystkich innych jeńców wojennych, korespondencja z rodzinami była< przez nikogo niekwestionowanym prawem. Ponad 20 tysięcy naszych obywateli, nie tylko oficerów, ale i policjantów, nauczycieli, lekarzy oraz duchownych po prostu przepadło bez wieści. Byli wśród nich nie tylko etniczni Polacy, ale także obywatele II RP pochodzenia ukraińskiego, białoruskiego czy żydowskiego, ale także niemieckiego. Dopiero po latach ujawniono ciąg wydarzeń, który doprowadził do ich tragicznej śmierci. Ten dokument jest jednym z najważniejszych historycznych świadectw zbrodni katyńskiej. To notatka szefa NKWD Ławrientija Berii do Józefa Stalina z propozycją wymordowania polskich jeńców z marca 1940 roku. Znajdują się na nim podpisy Stalina, Woroszyłowa, Mołotowa i Mikoyana. Dziś znajduje się w rosyjskim państwowym archiwum historii społeczno-politycznej, ale o tym, jakie miejsce miał Katyń w narracji sowieckich i później rosyjskich historyków opowiem chwilę później. Dlaczego Stalin i jego współpracownicy podjęli taką a nie inną decyzję? Mówi się, że mord katyński był zemstą za przegraną wojnę polsko-bolszewicką. To niewykluczone, bowiem nienawiść do Polski była w sowieckiej elicie powszechna. Kiedy indziej usłyszymy, że Katyń był wyrazem bezradności, gdyż nie wiedziano, co począć z tak dużą ilością oficerów. Ale czy rzeczywiście? Sowieci nie mordowali na dużą skalę choćby jeńców armii Finlandii, która upokarzała ich w Wojnie Zimowej na przełomie lat 1939/40. A zatem dlaczego?

 

W mordzie katyńskim chodziło o likwidację elity narodu, który Sowietom postawił najbardziej zaciekły opór wcześniej i mógł w przyszłości być wobec sowieckiego aparatu najbardziej niepokorny. Według współczesnego rosyjskiego historyka zbrodnia katyńska stanowiła prewencyjną czystkę klasową dla przyszłej nieskrępowanej budowy socjalizmu w Polsce Ludowej. Jak widać, tradycja patrzenia na Polaków jako na naród buntowników była za naszą wschodnią granicą bardzo długa. Gdy przyszło do wykonania rozkazu, sprawa poszła nadspodziewanie gładko. Zupełnie tak, jak w przypadku wcześniejszych akcji NKWD. Sowieccy zbrodniarze już od czasów rewolucji październikowej byli zaprawieni w wykonywaniu najbardziej zbrodniczych wytycznych. 3 kwietnia 1940 roku w lesie katyńskim pod Smoleńskiem strzałami w tył głowy zaczęto mordować pierwszych oficerów z obozu w Kozielsku. Ciała grzebano na miejscu. W Charkowie NKWD zaczęło zabijać jeńców przywiezionych z obozu w Starobielsku. Zwłoki pomordowanych wrzucano do dołów śmierci w Piatichatkach pod Charkowem. W kwietniu i maju 1940 roku wymordowano ponad 7 tysięcy polskich jeńców z więzień w zachodniej Ukrainie. Zwłoki ukryto między innymi w podkijowskiej Bykowni oraz więzionych na terenie sowieckiej Białorusi ciała pochowano między innymi w Kuropatach koło Mińska. Głównym mordercą był niejaki Wasilij Błochin. W sumie oprawców odpowiedzialnych za zamordowanie ponad 20 tysięcy ludzi było około trzydziestu. Byli odznaczani, otrzymywali premie, przydziały jedzenia, kiełbasy, cukru, wódki. Żeby sobie dorobić, niektórzy z nich szabrowali z ciał ofiar zegarki, papierośnice czy monety. Błochin podobno, jako nagrodę za sprawną realizację wyroków, miał otrzymać złoty zegarek. W historii mordu katyńskiego ważne jest jednak też to, kto nie trafił w ręce oprawców i nie zginął w Katyniu, Charkowie, Twerze, Kijowie i Mińsku. Równolegle z podjęciem decyzji o losie jeńców Sowieci odizolowali część więźniów. Prawdopodobnie wybrali tych najlepiej rokujących do współpracy, najsłabszych, najbardziej podatnych na indoktrynację. Miało to być 395 oficerów, którzy trafili do obozu w Griazowcu. W większości byli to komuniści lub pozyskani konfidenci. Wśród nich był pułkownik Zygmunt Berling, a także inni, którzy później odegrali rolę w tworzeniu tak zwanego Ludowego Wojska Polskiego stanowiąc w przyszłości zaczyn wojskowej elity komunistycznej Polski. Zresztą ważne było także to, jaką rolę odegrali w fałszowaniu prawdy historycznej. Kiedy już jesienią 1943 roku wojska sowieckiego frontu zachodniego odbiły z rąk niemieckich Smoleńszczyznę, NKWD natychmiast przystąpiło do zacierania śladów w Katyniu. Pułkownik Berling, cóż, wygłosił wówczas znamienne słowa. Te słowa stały się symbolem trwającego przez długie lata wielkiego kłamstwa.

 

Jest kwiecień roku 1943. Sytuacja na frontach II Wojny Światowej staje się coraz bardziej niekorzystna dla niemieckiej III Rzeszy. Na Zachodzie wprawdzie bez zmian, ale na Południu alianci są coraz bliżej wyparcia wojsk Rommela z północnej Afryki. Toczą się jeszcze walki w Tunezji. Na Wschodzie Niemcy po klęsce stalingradzkiej jeszcze próbują utrzymać się nad Donem. licząc na trwałe odzyskanie zachwianej inicjatywy strategicznej. Wkrótce sytuacja zacznie się odwracać, a Wermacht zacznie odwrót. Alianci wylądują we Włoszech, a Sowieci zwyciężą w bitwie na Łuku Kurskim. Wiosną roku 1943 miało miejsce odkrycie, które w skali okrucieństwa dokonywanego w czasie wojny, mogło być niezauważone Mogło jednak mieć ogromne znaczenie polityczne. 11 kwietnia 1943 roku niemiecka agencja Transocean podaje informację o odkryciu masowych grobów polskich oficerów w lesie katyńskim. Informowano, że to miejsce to teren letniskowy NKWD w Koziegorach pod Smoleńskiem. Komunikaty donoszą nawet o 10 tysiącach ciał. Niemiecka propaganda kierowana przez Josepha Goebbelsa traktuje ten fakt jak prezent od losu. Pozwala głosić, że to Sowieci popełniają zbrodnie wojenne. A co najważniejsze z niemieckiego punktu widzenia, pozwala to wbijać klin w sojusz aliantów zachodnich ze Stalinem. Do dziś nie mamy pewności, czy aby Niemcy wiedzieli o Katyniu już wcześniej. Być może czekali na dogodny moment, aby ogłosić to, co znaleziono pod Smoleńskiem. Już wiosną i jesienią 1942 roku grupy polskich robotników przymusowych odkryły zakopane ciała.

 

Jesienią 1942 roku na tym upiornym cmentarzysku postawione zostały przez nich dwa drewniane krzyże. Niemcy dość umiejętnie rozgrywali sprawę masowych grobów. Niemiecki Czerwony Krzyż wysłał telegram do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża w Genewie informując o konieczności powołania dla tej sprawy międzynarodowego komitetu. Obszerne informacje o sowieckiej zbrodni znalazły się rzecz jasna w polskojęzycznej prasie wydawanej w Generalnym Gubernatorstwie. Już w pierwszych doniesieniach prasa gadzinowa wspominała o trzyletnim lesie, który porastał groby katyńskie. W dziennikach publikowano niemal codziennie listy nazwisk oficerów, których tożsamość zdołano ustalić. Aby uwiarygodnić swoje doniesienia, Niemcy starali się nakłonić Polaków do przeprowadzenia samodzielnej akcji ekshumacyjnej w Katyniu. Nie było tu mowy o jakiejkolwiek realnej niezależności, ale stworzono delegację polską, w której skład wchodzili między innymi pisarze Ferdynand Goetel i Emil Skiwski. Delegacją kierował Wilhelm Ohlenbusch, szef urzędu propagandy Generalnego Gubernatorstwa, a jej uczestnicy przebywali na miejscu zbrodni 10 i 11 kwietnia 1943 roku. Doszło do niezwykłego paradoksu. Niemcy próbowali zrobić z Katynia narodowe polskie sanktuarium. Specjalną rolę przypisali wycieczkom do miejsca zbrodni. Uczestniczyło w nich ponad 30 tysięcy osób z całej okupowanej Europy, z krajów neutralnych oraz żołnierzy Wermachtu. Z Generalnego Gubernatorstwa i z przyłączonej do III Rzeszy Wielkopolski Niemcy przywieźli również ponad 60 Polaków, którzy złożyli kwiaty na grobach ofiar. Powołano międzynarodową komisję lekarską, w której dużą rolę odegrał Węgier doktor Ferenc Orsós. Na bazie wcześniejszych doświadczeń dokonał on ważnego odkrycia w zakresie ustalenia terminu zbrodni wykorzystując do tego celu osad na szczątkach ludzkich. Nie było żadnych wątpliwości. Do mordów doszło wiosną 1940 roku.

 

Cel propagandy niemieckiej był czytelny. Rozbicie sojuszu pomiędzy aliantami, Anglosasami i Sowietami. Jeden z artykułów opublikowanych w III Rzeszy oraz krajach okupowanych nosił niepozostawiający żadnych złudzeń tytuł: “Oto są sojusznicy Roosevelta i Churchilla. Mord GPU na 12 tysiącach polskich oficerów”. Zaś kolejny: “Jak długo Anglia będzie milczeć w sprawie masowego mordu w Katyniu?” Informacja o tym, że wielki sojusznik Brytyjczyków zaledwie 3 lata wcześniej wymordował oficerów ich pierwszego sojusznika, czyli Polaków, z dyplomatycznego punktu widzenia była co najmniej niewygodna. Sowieci mogli się obawiać, że zmieni się nastawienie opinii publicznej na Zachodzie wobec Stalina. Że demokratyczny świat przejrzy na oczy. Że będzie wstrząśnięty. Ale nic takiego się nie stało. Zbrodnia katyńska de facto nikogo na Zachodzie nie wzruszyła. Z pewnością zaś nie amerykańskich i brytyjskich polityków. Jedynym ważnym następstwem odkrycia grobów i nagłośnienia mordu było osłabienie pozycji Polski w relacjach z aliantami. Już 17 kwietnia 1943 roku rząd polski kierowany przez generała Władysława Sikorskiego zwrócił się o zbadanie sprawy do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. ZSRR tylko czekał na taki ruch. Jako że był to reżim od początku do końca oparty na kłamstwie, zamiast choćby próbować zaprzeczać, umiejętnie rozgrywał propagandowo działania Polaków. Otóż Sowieci poczuli się dotknięci wnioskiem Sikorskiego. Już po pierwszych informacjach niemieckich, sowiecka gazeta zatytułowana, jak na urągowisko, “Prawda” od razu oskarżyła o tę zbrodnię Niemców, stwierdzając, że polscy jeńcy wojenni pracowali w 1941 roku na robotach budowlanych na zachód od Smoleńska i po rozpoczęciu ataku III Rzeszy na Związek Sowiecki wpadli w niemieckie ręce. Później, gdy rząd polski zwrócił się do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, “Prawda” opublikowała artykuł pod tytułem “Polscy wspólnicy Hitlera”. Po działaniach propagandowych przyszedł czas na ruch polityczny. 26 kwietnia 1943 roku polski ambasador w Moskwie Tadeusz Romer otrzymał notę o zerwaniu stosunków dyplomatycznych.

 

Gdy jesienią 1943 roku Armia Czerwona znalazła się w okolicach Smoleńska, Sowieci przystąpili do pospiesznego zacierania śladów. Rozkopywali masowe groby. Usuwali listy z domu czy gazety noszące daty 39-40. Na ich miejsce podrzucali natomiast spreparowaną korespondencję z datami 1941, jako niepodważalny dowód na to, że tylko Niemcy mogli dokonać tej zbrodni. Dowody preparowano tak, aby można było domniemywać, że mord został dokonany od razu w lecie 1941 roku, gdy armia niemiecka rozpoczęła realizację planu Barbarossa, a w ich ręce trafili pozostawieni przez Sowietów polscy oficerowie z obozów jenieckich. Sęk w tym, że kłamstwo miało krótkie nogi. Radzieccy mistyfikatorzy nie zatarli jednego bardzo istotnego śladu. Zwłoki ofiar miały na sobie zimowe płaszcze i ciepłą odzież, którą oficerowie nosili jeszcze na początku kwietnia 1940 roku. Noszenie jej upalnym latem 1941 roku byłoby kompletnie nonsensowne. Takie właśnie spostrzeżenia mieli członkowie specjalnej wizytacji zachodnich dziennikarzy, która, tym razem pod egidą Sowietów, została sprowadzona pod Smoleńsk. Tym razem to oni mieli być narzędziem w kolejnej propagandowej manipulacji. Niestety manipulacja okazała się udana. Zdroworozsądkowe wnioski nie znalazły się w oficjalnych komunikatach i depeszach dyplomatycznych. Przedstawiciele USA i Wielkiej Brytanii zostali otumanieni przez tzw. “komisję Burdenki”, powołaną, jak mówiono, do zbadania niemieckiej zbrodni. W skład komisji Burdenki, obok radzieckiego neurochirurga profesora Nikołaja Burdenki, wchodzili rozmaici przedstawiciele aparatu sowieckiego, w tym propagandzista, pisarz Aleksiej Tołstoj. W jej składzie byli tylko Sowieci. Nie zaproszono nawet jednej osoby z absolutnie zależnych od Kremla instytucji jak Związek Patriotów Polskich czy armia Berlinga. Sowiecka komisja stwierdziła oczywiście, że polscy jeńcy wojenni mieli zostać wiosną 1940 roku umieszczeni bez prawa do korespondencji w 3 obozach w rejonie Smoleńska, a następnie zostali zamordowani przez Niemców jesienią 1941 roku.

 

Na początku lat ’90 w Rosji ponowne śledztwo prowadzone przez prokuraturę wojskową wykazało gigantyczną skalę fałszerstw Burdenki. Ale cóż dziwić się mieszkańcom Związku Sowieckiego, że wierzyli w alternatywną rzeczywistość po latach życia w rzeczywistości fałszu i indoktrynacji. Co innego przedstawiciele aliantów zachodnich. Dziennikarze ze Stanów Zjednoczonych oraz przedstawiciele dyplomacji, którzy pojawili się w Katyniu, dali się Sowietom kompletnie zmanipulować. Do lasu pod Smoleńskiem pojechała między innymi córka ambasadora USA w Moskwie, Averella Harrimana, Cathy. Z ustaleń historyków wynika, że delegację przyjęto wręcz wystawnie. Korespondenci prasowi podróżowali pociągiem w luksusowych przedziałach sypialnych z obszernym wagonem restauracyjnym. Panna Harriman i dziennikarze ostatecznie potwierdzili sowieckie kłamstwo, które obowiązywało w kolejnych latach. Sprawa Katynia nie była podnoszona ani podczas spotkań Wielkiej Trójki w Jałcie, ani też w Poczdamie. Ba, Sowieci byli na tyle bezczelni, że chcieli ją umieścić na wokandzie w czasie procesów norymberskich. Oskarżyciel sowiecki mówił wprost o zamordowaniu 15 tysięcy oficerów, polskich jeńców wojennych w lesie katyńskim pod Smoleńskiem, bez zmrużenia okiem przypisując tę zbrodnię Niemcom. W trakcie przesłuchań pojawiło się jednak tyle nieścisłości, że w dalszym toku postępowania sprawa nie była już w ogóle poruszana. Wcześniej Winston Churchill delikatnie sugerował Władysławowi Sikorskiemu, aby nie podnosić pewnych niewygodnych spraw, gdy trwa wojna z Hitlerem. W Londynie byli tylko nieliczni politycy posiadający poczucie przyzwoitości jak choćby ambasador przy naszym rządzie, który wygłosił słynne zdanie na temat stosunku Zjednoczonego Królestwa do mordu polskich oficerów. Podobne stanowisko zajęli Amerykanie i podtrzymywali je przez dłuższy czas. W USA znaleźli się jednak ludzie walczący o prawdę i sprawiedliwość dla ofiar Katynia.

 

W 1949 roku amerykański dyplomata Arthur Bliss Lane i dziennikarz Julius Epstein założyli Amerykański Komitet do Zbadania Zbrodni Katyńskiej. W latach 1951-1952 działała tak zwana “Komisja Maddena”. Specjalna komisja kongresu Stanów Zjednoczonych powstała po staraniach Kongresu Polonii Amerykańskiej. Gdy w grudniu 1952 roku ogłosiła ona swój raport, jego konkluzja była jednoznaczna. Za winnych zbrodni zostali uznani Sowieci. Komisja wezwała jednocześnie społeczność międzynarodową do powołania międzynarodowego trybunału dla osądzenia tej zbrodni. Opisano ją jako jedną z najtragiczniejszych i najbardziej niegodnych w dziejach. Rekomendowano władzom USA poruszenie tej sprawy na forum ONZ, jednak do tego nigdy nie doszło. Tym niemniej propagandowe znaczenie tych ustaleń było niemałe. Prawda o Katyniu stała się szerzej znana na świecie. Jednym z jej orędowników był wybitny pisarz Józef Mackiewicz zeznający jako świadek przed Komisją Maddena. Co na to wszystko Sowieci? Jedną wielką odpowiedzią było nieustanne kłamstwo. W początkach 1959 roku szef KGB Aleksandr Szelepin zaproponował sowieckiemu przywódcy Nikicie Chruszczowowi zniszczenie teczek personalnych ofiar zbrodni. Najprawdopodobniej jednak nigdy tych dokumentów nie zniszczono i wciąż pozostają zamknięte na cztery spusty w postsowieckich archiwach. Pamiętajmy, to oczywiste dowody zbrodni. Dekady później propaganda sowiecka wymyśliła inny trik mający zatrzeć pamięć o Katyniu. Najważniejszy pomnik wojenny upamiętniający ofiary zbrodni niemieckich na terenie Białoruskiej Republiki Socjalistycznej został zbudowany w niewielkiej wiosce o nazwie Chatyń. Dlaczego tak? W zapisie angielskim Katyń i Chatyń różniły się tylko jedną literką. Masakra w Katyniu czy masakra w Chatyniu? Kto się połapie na amerykańskim prowincjonalnym uniwersytecie. A poza tym, umożliwiało to przypisanie zbrodni katyńskiej Niemcom.

 

Oni bowiem dokonali masakry białoruskiej ludności cywilnej w Chatyniu. Przez CH. W marcu 1943 roku. Całą propagandową operację kontynuowano w najlepsze, w gruncie rzeczy, trwa ona nadal. Do Chatynia zapraszano gości zagranicznych, w tym prezydentów Stanów Zjednoczonych Richarda Nixona czy Finlandii Urho Kekkonena, premiera Indii Rajiva Gandhi’ego, czy chińskiego genseka Jiang Zemina. Na końcu lat ’70 w Katyniu wybudowano pomnik opatrzony fałszywymi napisami “Ofiarom faszyzmu. Oficerom polskim rozstrzelanym przez Hitlerowców w 1941 roku”. Żeby wzmocnić przekaz antyniemiecki, przy wejściu do lasu katyńskiego postawiono także pomnik poświęcony kilkuset jeńcom sowieckim, jakich rzekomo mieli rozstrzelać Niemcy w trakcie ekshumacji w 1943 roku, To ostatnie wydarzenie w ogóle nie miało miejsca. Pomnik zmyślonych ofiar zdemontowano w roku 1990. A w Polsce? Do 1956 roku władze komunistyczne mówiły oficjalnie o perfidnej niemieckiej prowokacji w Katyniu. Potem samo słowo Katyń zniknęło całkowicie. Przez lata cenzura wykreślała je z każdej jednej publikacji. Następnie znów przedstawiono zakłamaną wersję wydarzeń. W latach ’80 stanął w Warszawie pomnik z napisem: “Żołnierzom polskim ofiarom hitlerowskiego faszyzmu spoczywającym w ziemi katyńskiej 1941 rok”. Znakomita większość Polaków wiedziała jednak dobrze, kto odpowiada za zbrodnię katyńską. Otwarcie mówiły o tym choćby Radio Wolna Europa i publikacje antykomunistycznej opozycji. 13 kwietnia 1990 agencja TAS opublikowała komunikat władz Związku Sowieckiego stwierdzający, że odpowiedzialność za zbrodnię w Katyniu ponosi NKWD. Tego samego dnia prezydent ZSRR Michaił Gorbaczow przekazał władzom polskim kopie dokumentów archiwalnych. W tym listy polskich więźniów z kwietnia i maja 1940 roku, a także wykaz akt ewidencyjnych jeńców z obozu NKWD w Starobielsku. Gorbaczow też oficjalnie polecił wyjaśnić sprawę katyńską. I chociaż w 2000 roku otwarto polski cmentarz w Katyniu, to w wymiarze prawnym sprawy katyńskiej do dziś dnia nie doprowadzono w Rosji do finału. Pomimo upadku Związku Sowieckiego i kolejnych śledztw, Rosjanie nie przestali mataczyć w tej sprawie. Śledztwa były umorzone, a akta śledztwa utajnione. Stało się to już w 2004 roku. Prezydentem Rosji był wówczas Władimir Putin, a decyzję w jego imieniu podjął jego szef administracji Dmitrij Miedwiediew. 

Dane o obiekcie

Opis

Przerażającą prawdę o tym co Sowieci zrobili w Katyniu świat poznał w kwietniu 1943 roku za sprawą... berlińskiego radia. Niemieccy propagandziści informowali o tym w gazetach, na ulotkach, w notach dyplomatycznych. Do Katynia organizowano masowe wycieczki, zwożono tam pod przymusem jeńców wszystkich narodowości. Dlaczego władzom III Rzeszy tak bardzo na tym zależało? Prawda o Katyniu okazała się bardzo niewygodna nie tylko dla Moskwy, ale także dla Waszyngtonu czy Londynu. Jak świat zareagował na doniesienia o tych wydarzeniach? Jaka był reakcja władz polskich na uchodźstwie? Dlaczego w sprawie Katynia padło tyle kłamstw i komu najbardziej na tym zależało?

Rozdziały:

00:00 Katyń - niewygodna prawda

01:38 Zbrodnia

11:54 Niemiecka propaganda i sowieckie matactwa

18:40 Zacieranie śladów. Fałszowanie historii

Powiązane Materiały