Aleksandra Banasiak
Ujazdowska, Lidia (prowadzący/a rozmowę); Różański, Maciej (operator kamery); Banasiak, Aleksandra (świadek historii);
25/03/2019
Klasyfikacja praw autorskich
Minutnik
-
Przebieg edukacji - dostanie się na kurs młodszych pielęgniarek
-
Rozpoczęcie pracy w szpitalu nr 2 w Poznaniu
-
Robotnicy kierujący się na plac Stalina
-
Zrzucanie czerwonych flag z domu partii, udanie się pod więzienie w celu uwolnienia więźniów
-
Powrót do szpitala, pomoc w organizowaniu butelek z benzyną
-
Manifestacja skierowała się na ul. Kochanowskiego, gdzie znajdowała się siedziba Urzędu Bezpieczeństwa
-
Udzielanie pomocy rannym na ulicach Poznania
-
Pojawienie się czołgów i wojska na ul. Poznańskiej - ugodzenie bagnetem chłopca
-
Przeniesienie rannego mężczyzny do szpitala wojskowego
-
Udanie się wraz z lekarzami do Urzędu Bezpieczeństwa w celu opatrzenia rannych
-
Przekazanie informacji o tym w jaki sposób doszło do pierwszych zamieszek
-
Przenoszenie zabitych do kostnicy szpitala
-
Udzielanie na izbie przyjęć informacji rodzinom szukających swoich bliskich
-
Postawa i odczucia w trakcie wydarzeń czerwcowych
-
Zabranie na przesłuchanie w trakcie rodzinnej uroczystości
-
Przesłuchanie przez Służby Bezpieczeństwa
-
Zeznawanie w procesie sądowym
-
Spisanie pierwszych wspomnień do książki o poznańskim czerwcu
-
p. Aleksandra została matką chrzestną statku "Poznań"
-
p. Aleksandra była prezesem Stowarzyszenia Poznański Czerwiec 1956
-
Opowieść o powstańcu węgierskim Peterze Mansfeldzie, który został skazany na śmierć przez powieszenie
-
Składanie kwiatów pod tablicą pamiątkową Petera Mansfelda i Romka Strzałkowskiego
-
Propagowanie poznańskiego czerwca
-
Otrzymanie medalu Florence Nightingale przyznawanego przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż. Otrzymanie Europejskiej Nagrody Obywatelskiej
-
Matka Romka Strzałkowskiego
-
Okoliczności śmierci Romka Strzałkowskiego
Transkrypcja
25 marca 2019 roku jesteśmy w Poznaniu w Muzeum Powstania Poznańskiego Czerwiec [19]56. Nazywam się Lidia Ujazdowska, obok towarzyszy mi Maciej Różański. Oddaje głos...
Uczestniczce.
...uczestniczce powstania poznańskiego w czerwcu [19]56 roku. Bardzo proszę.
Aleksandra Banasiak. Jestem pielęgniarką i co mogę opowiedzieć o tym dniu? Mieszkam w szpitalu…
Gdyby Pani jeszcze zaczęła opowiadać wcześniej, kiedy Pani się znalazła w Poznaniu, czy się…
Dobrze. Ja po prostu wywodzę się z rodziny nauczycielskiej i z ósemki, ósemka dzieci u nas była w domu. Nie było pieniędzy na lekcje, na... Uczyła się już trójka dzieci przede mną, bo ja jestem czwarta i tak się złożyło, że akurat dla mnie nie było pieniędzy na książki, na zeszyty i tak dalej. Więc skończyłam szkołę, ósmą klasę w gimnazjum, w liceum i stwierdziłam, że ja się nie umiem uczyć. Po prostu… nie umiałam. Jak był wykres w szkole kto ma jakiekolwiek stopnie to ja jako Banasiak byłam na pierwszym miejscu i miałam taką, taką tylko kreseczkę a inni mieli bardzo wysokie te. I jeszcze była gorsza ode mnie Szymankiewicz, czyli na początku była Banasiak, na końcu była Szymankiewicz. No mieliśmy takie stopnie więc ja stwierdziłam, że ja się nie będę, nie będę dalej uczyła. Znalazłam w gazecie, że jest, otwierane są kursy młodszych pielęgniarek. Napisałam sama, bez wiedzy rodziców, że w Poznaniu jest nabór na kursy młodszych pielęgniarek. Napisałam pismo, napisałam list i przyszedł list z Piły, że zostałam zakwalifikowana, ale w Pile. No jeszcze taki, mamusia się pyta mojego brata, “Zenon, gdzie leży Piła?”, a on na to mówi, “W ustępie” [śmiech - przyp. P.M.], bo myślał, że to chodzi o piłę. To tak, taki przerywnik. Tak było wesoło u nas w rodzinie. No to pojechałam do tej Piły, naturalnie sama, biedna i zaczęłam się uczyć. I tam w tej Pile tak się złożyło, że jakąś formułkę nauczyłam się na pamięć, co to jest higiena. No i dostałam celujący stopień gdzie nigdy nie myślałam, że w ogóle jest taki stopień. No i od tego momentu zaczęłam się umieć uczyć. No i tak skończyłam ten kurs młodszych pielęgniarek, zdobyłam ten dyplom ale to byłam młodszą pielęgniarką. Dostałam nakaz do Poznania i przyjechałam do szpitala numer 2. Tak się złożyło, że dyrekcja była na Garbarach, ja mieszkałam na, dawniej Samuela Engla, obecnie Niegolewskich [Andrzeja i Władysława - przyp. P.M.] i tam byłam na oddziale położniczym. No dalej już przenieśliśmy się z całym szpitalem na Mickiewicza. To były też ciężkie czasy bo trzeba było wszystko robić, myć podłogi i tak dalej, bo nie było ludzi więc pielęgniarki…
Który to był rok?
To był rok [19]53 jak przenosiliśmy się. I już od tego czasu mieszkałam na trzecim piętrze w Szpitalu Raszei [Franciszka - przyp. P.M.], dawniej Szpital Miejski nr 2. Okna moje wychodziły na ulicę Mickiewicza, Poznańską, bo to jest narożnik [5:00] budynku. Nie wiedząc o tym co się dzieje w Poznaniu, miałam dzień wolny, była jeszcze u mnie siostra która skończyła też jakiś kurs KO [mówiąca miała najprawdopodobniej na myśli RKO, czyli resuscytację krążeniowo-oddechową - przyp. P.M.], bo miała też jechać do domu, ale ponieważ ojciec miał przyjechać, więc myśmy z tą siostrą poszły na dworzec po ojca. Ale jak zobaczyłam co się dzieje na ulicach Poznania, że ludzie idą w jeden kierunek czyli na plac Stalina [obecnie Plac Adama Mickiewicza - przyp. P.M.] no to przecież nas już ojciec przestał interesować tylko poszliśmy na ten plac Stalina. Ja bym ten mój dzień dzieliła na trzy okresy. Pierwszy okres na tym placu. To była radość, to była euforia. To było coś pięknego co się tam działo. Ludzie śpiewali pieśni patriotyczne. Te hasła, no tak nas te hasła dopingowały. Z budynku gdzie blisko stał dom partii były zrzucane flagi czerwone, no bo naturalnie tylko flagi czerwone. Ulica się nazywała Armii Czerwonej [obecnie Ulica Święty Marcin - przyp. P.M.], plac Stalina, także wszystko nasiąknięte Związkiem Radzieckim. I zrzucają te flagi. I teraz sobie państwo, ja zawsze miałam szacunek do flagi. Naturalnie jak zobaczyłam te flagi które są zrzucane, te czerwone flagi, to myśmy je deptały. I zaczęłam się zastanawiać czy ja robię dobrze czy nie ale nie było czasu na to żeby się tak zastanawiać. No w międzyczasie były krzyki, że załoga Cegielskiego [pracownicy Zakładu Przemysłu Metalowego im. Hipolita Cegielskiego - przyp. P.M.] jest zamknięta na Młyńskiej, w więzieniu więc idziemy pod więzienie. Naturalnie myśmy, z tą moją siostrą, też poszły pod więzienie. No więzienie zostało otworzone. Nam się przypomniało o ojcu no więc wracamy do szpitala i jeszcze wchodząc do szpitala chłopak pyta się czy ja tu pracuję. Ja mówię, że tak. “Słuchaj, to przynieś nam benzynę”. Ja, jak ta młoda dziewucha głupia, zbieram po oddziałach butelki z benzyną i mu daję, zanoszę. Jak mnie dyrektor zobaczył co ja robię to naturalnie od razu dostałam taką reprymendę, że coś, że już więcej nie robiłam czegoś takiego. No i mieszkam na trzecim piętrze, okna wychodziły właśnie tak jak już mówiłam i idą z więzienia, ta manifestacja idzie na ulicę Kochanowskiego, to jest Urząd Bezpieczeństwa tam jest. Z flagą w pierwszym rzędzie idą tramwajarki, niosą tę flagę. Jak pierwsze strzały padły to jeszcze nie wiedziałam kto to padł, ale krzyczą, “Ratunku! Pomocy! Niech ktoś przyjdzie! Przecież tu jest szpital, niech ktoś przyjdzie do nas bo przecież potrzebujemy pomocy!”. Ja, naładowana tą energią którą zdobyłam tam na tym placu, nie myśląc niczego, ojciec już był w moim pokoju, ubieram się w fartuch, w czepek i idę na ulicę. Najpierw poszłam do Izby Przyjęć żeby wziąć te leki, właściwie nie leki tylko opatrunki i poszłam na ulicę. I odtąd jest ta druga część mojego działania. Od tej godziny 11 gdzieś do godziny 21, kiedy była godzina policyjna, wtedy byłam na ulicach Poznania. I tam udzielałam pomocy i to były tak różne przypadki tego mojego udzielania pomocy, że na przykład drobne skaleczenia, drobny uraz. Natomiast ktoś w kolano został ranny, no to zrobiłam opatrunek i trzeba było go wziąć do szpitala, ale chłopak nie chce bo przecież “Ja mam tu chleb i muszę zanieść do mamy, moi koledzy mnie doprowadzą do tego”. Teraz najtrudniejsza [10:00] sprawa, to była taka jak przyjechały czołgi, właśnie na tę ulicę Poznańską i…
Która to była godzina?
To była gdzieś koło, między 11 a 12. Może wpół do pierwszej. Przyjechały czołgi i manifestanci opanowali czołgi, weszli manifestanci do czołgów, tamci chłopcy wyszli z tego czołgu. Tam były dwa czołgi. No ale kiedy przyszło zmilitaryzowane wojsko to oni musieli wyjść z tego czołgu. I teraz Kubiak, taki chłopak, naturalnie wiem nazwisko bo został przeniesiony do naszego szpitala, podnosi białą chusteczkę na znak poddania się, tak ja to rozumiałam i stoi na tej gąsienicy a żołnierz polski ugadza go bagnetem w brzuch. Naturalnie krew się leje, chłopak pada na tą gąsienice. My tam jesteśmy w pobliżu, manifestanci zanoszą do szpitala, ja razem z nimi idę a naturalnie nad nami świstają kule. Nie mówię już o tych drobnych przypadkach udzielania tej pomocy ale na przykład też naprzeciw Urzędu Bezpieczeństwa było mieszkanie i tam mieszkały rodziny pracowników Urzędu Bezpieczeństwa i krzycząc z Urzędu Bezpieczeństwa, “Tam naprzeciw nas jest ranny”. Manifestanci mówią, żebym nie szła. Jest ranny. No naturalnie podchodzę, wołam manifestantów, że leży ranny, żeśmy go wyciągnęli i on leżał nogami, na schodach miał nogi a głowę miał na dole. Ja nakryłam go jeszcze ponieważ miałam taką sukienkę w klosz, nową zresztą i nakryłam tą sukienką te jelita które były na zewnątrz. No i zawieźliśmy, zanieśliśmy go bo tam już pogotowie nie dojeżdżało i zanieśliśmy do szpitala. Ten chłopak został przekazany, ten wojskowy, bo to był wojskowy, miał udzieloną pomoc i został odesłany do szpitala wojskowego. To były takie najbardziej trudne sytuacje. Natomiast dalej krzyczą z Urzędu Bezpieczeństwa, “Siostro, niech siostra przyjdzie do nas bo też są ranni i zabici”. No bałam się pójść sama ale jak zanieśliśmy jakiegoś rannego do szpitala to mnie się lekarze pytają czy ja z nimi pójdę do Urzędu Bezpieczeństwa bo tam są ranni i po prostu zdenerwowani więc wzięłam Lubrokal, taki środek uspokajający, w butelce, jeden kieliszek i poszłam i razem z tymi lekarzami. Lekarze stwierdzali zgony bo tam było dwóch zabitych i resztę ja udzielałam pomocy tym osobom które siedziały pod oknami ale niżej żeby nikt nie strzelał do nich. Bo naprawdę kule świstały. Na naszą salę operacyjną, jak ten Kubiak był operowany, padły strzały, lekarze musieli przez moment przestać operować bo po prostu sufit zaczynał, to znaczy akurat padły strzały na sufit, zaczął się sypać tynk i oni po prostu musieli się na moment schylić ale pan Kubiak nie przeżył. To jest dwudziestojednoletni chłopak. W tym Urzędzie Bezpieczeństwa, wracam teraz do Urzędu Bezpieczeństwa, jak lekarze stwierdzili zgony, załatwili tam co trzeba było załatwić, dochodzi do rozmowy, ja jestem przy tej rozmowie i lekarze się pytają, “Słuchajcie, powiedzcie jak to się zaczęło bo przecież my nic nie wiemy, byliśmy w szpitalu, [15:00] w ogóle nie wiedzieliśmy co się dzieje w Poznaniu”. No to oficer mówi, że, “Manifestanci najpierw na nas z kamieniami my na nich wodą z hydrantu a później jak z benzyną rzucali butelki z benzyną to daliżeśmy tą wodą sikali ich ale jak, [wibracje telefonu - przyp. P.M.] telefon mój…
[cięcie 15:31-15:33]
Ale jak dalej było, zaczęto kulać beczkę z paliwem pod Urząd Bezpieczeństwa więc zaczęli strzelać. I lekarze się pytają, “To wyście zaczęli strzelać?”, a oni mówią, “Tak, nie mieliśmy innego wyjścia, musieliśmy strzelać”. I stąd myśmy się dowiedzieli, że Ubowcy zaczęli strzelać. I to miało decydujący na rozprawy w sądzie bo po prostu byliśmy świadkami w obronie Kulasa, tak to się nazywało, że myśmy poszli zeznawać w obronie Kulasa, że nie manifestanci tylko prawdę żeśmy mówili i to było, po naszych zeznaniach ogłoszono dwu tygodniową przerwę w rozprawach. I później Gomułka doszedł do władzy i to był październik, Gomułka doszedł do władzy i skończyły się procesy. Także teraz opowiadam o tej części, tak przeskakuje, przepraszam.
To nic, to nic.
I, tak jak mówiłam, że do tej 21 byłam na ulicach Poznania.
Czy dołączyły do Pani jakieś koleżanki ze szpitala, czy…?
Tak, tak. Romka Strzałkowskiego wzięła z drugiej strony, bo mój rewir był jak gdyby Poznańska-Kochanowskiego, a tam z tamtej strony jest Krasińskiego ulica i tam poszła koleżanka i Romka Strzałkowskiego zabitego wzięła, no też no przeniosła do naszego szpitala jak… Myśmy w ogóle nie wiedzieli co to za chłopiec tylko po prostu. W naszym szpitalu było dziesięciu zabitych w kostnicach, z tym że trzeba było zrobić dodatkową kostnicę. No i leżeli na cemencie bo po prostu nie było tyle tych noszy żeby na tych noszach położyć tych zabitych.
W naszym szpitalu czyli niech Pani jeszcze raz powie nazwę czy ulicę.
Szpital dawniej się nazywał Szpital Miejski nr 2 obecnie nazywa się Szpital im. Franciszka Raszei. Także to było to. Po 21 zostałam przydzielona do rodzin które szukały swoich bliskich. No jeżeli w Izbie Przyjęć siedziałam i przychodziła rodzina, szukali czy jest taki chory i tak dalej. No to sprawdzamy, jest, no to zaprowadzałam ich do danego chorego i taka była moja powinność. Ale jak był krzyżyk przy nazwisku no to już było, to już była tragedia. Pamiętam takie dwa momenty. W nocy, nad którąś tam godzinę, nie wiem która to była godzina, no w każdym bądź razie może to było nad ranem, szukano swoich zabitych. Przychodzi pani w ciąży, ósmy miesiąc, szuka swojego chłopaka który przyjechał do Poznania po obrączki bo mieli mieć w sobotę wesele. No i jest naturalnie krzyżyk więc lekarze naturalnie objęli ją opieką i zaprowadziliśmy ją do tej kostnicy. Jak ona się rzuciła na tego swojego chłopaka. “Michał, po co, po co nam te obrączki, po co nam ten ślub, po co nam to wesele, po co tyś przyjechał do Poznania”. Słuchajcie, ja to, te odgłosy słyszę tak jakbym dzisiaj słyszała. [20:00] Także, że tego. A już nie powiem jak i co robiła matka Romka Strzałkowskiego. To było, ona po prostu nie chciała odejść i ona najpierw przytulała to dziecko, później położyła się przy nim i nie chciała odejść od niego żeby go opuścić. No wszystko robiliśmy co możliwe i karmiliśmy ją środkami, dawaliśmy, no bo przecież nie chciała odejść. Zrobiliśmy specjalną salkę żeby mogła później tam, już trochę żeśmy się nią opiekowali, ona tak bardzo lubiła do nas przychodzić później już po tym jak się dowiedziała jak Romek zginął i tak dalej ale to już dalsza historia. Także tak wyglądał mój dzień, 28 czerwca. Dzieci mi się pytają czy ja się nie bałam, właśnie w tej szkole w której byłam dzisiaj. “A nie bała się pani?”, ja mówię nie bo ja sobie śpiewałam hymn pielęgniarski. Część tego hymnu pielęgniarskiego brzmi, “pielęgniarki na frontach padają, lecz odważnie swą służbę pełniły, my nie chcemy dziś wojny ni boju, dość krwi bratniej i ofiar faszyzmu, my jesteśmy siostrami pokoju, strażniczkami idei humanizmu”. Także, ja mówię, to cały czas sobie śpiewałam bo wiedziałam, że jak jestem ubrana na biało i mam biały czepek to mnie się nic nie zdarzy. Ale jak ten chłopak, Kubiak, który podniósł chusteczkę białą do góry to został ranny. Czyli wtedy jeszcze o tym nie myślałam ale dopiero po jakimś czasie. Także tak to wyglądało. No naturalnie, że się bałam. Dalszy dzień był taki, że cały personel szpitalny pracował. I to nie tylko nasi szpitalni pracownicy tak ciężko pracowali ale w każdym poznańskim szpitalu. I dalej była taka sytuacja, że w sobotę dyrektor już mi powiedział, że muszę wyjechać bo na pewno jestem zmęczona bo on dostrzegł co ja robię i pojechałam na urlop do domu. A w tym czasie, tego 28, mój ojciec miał imieniny, bo Leon. Naturalnie w ogóle żeśmy zapomnieli żeby mu złożyć życzenia, wtedy jak był do góry. Nie wiem kiedy oni odjechali bo ojciec przyjechał jeszcze z jakimś sąsiadem który też dziecko przywiózł na egzamin, także to taki ciąg różnych spraw. Pojechałam do domu w sobotę, w niedzielę obiad taki gościnny, jeszcze ciocie przyjechały bo ojciec miał imieniny więc uroczystość, tego, wielka. No i po jakimś czasie, podczas obiadu, przyjeżdża gazik policyjny, pytają się czy ja tu mieszkam, tak, zabierają mnie na przesłuchanie. Mamusia tylko mnie wyciągnęła na ustronie i powiedziała, “Pamiętaj żebyś nic nie mówiła, czy coś wiesz czy nie wiesz, że po prostu nie pamiętasz”. I to było takie, bo to było opowiadanie, przecież ojciec opowiadał, ten pan opowiadał, moja siostra opowiadała, mój brat opowiadał, także wszyscy wiedzieli co ja robię. Jak poszłam zmienić fartuch, bo miałam pobrudzony krwią no to ojciec stanął w drzwiach i nie chciał mnie wypuścić. Ja mówię, “Tatuś, przecież ty mnie uczyłeś tego, że trzeba ludziom pomagać no. Zresztą pomagałam wszystkim tam dzieciom, tym młodszym którzy się dalej urodziły więc nie było dla mnie żadnej sprawy. No i byłam przesłuchiwana. Naturalnie przesłuchiwanie polegało na tym, żeby, a do Dobieszczyzny jest 80 kilometrów, bo w Dobieszczyźnie żeśmy mieszkali, więc zanim przyjechała, na to przesłuchania i tak gdzieś do wieczornych godzin. Pokazywano zdjęcia, żebym rozpoznała kto to jest i tak dalej. Co jakiś czas [25:00] przychodził ktoś inny, ciągle mi się pytał co ja widziałam, kto strzelał i tak dalej. Ja mówię, “Panowie, przecież wyście widzieli co ja robiłam, z okna żeście mnie wołali, no to jak ja mogę patrzeć na twarze ludzi. Ja nie wiem, ja nie wiem komu udzielałam pomocy, dobrze, że wiem, że wam udzielałam pomocy”. No i taka była z nimi rozmowa. Ale proszę państwa, jak w pewnym momencie zachciało mi się do toalety. No poszłam do tej toalety i słyszę taki bicze. Otworzyłam okno, toaleta wychodziła na taki plac gdzie nikt nie widział co to jest bo tam były, z drugiej strony też były jakieś takie zamurowani. A w środku stał facet z pejczem a w około tego, niego chodzą ludzie z rękami do tyłu a on bije tych ludzi. Więc ja jak wyszłam z ubikacji to, słuchajcie, tak się rozpłakałam, tak szlochałam. Oni nie wiedzieli dlaczego, co, ja nic nie mówiłam, oni chcieli mnie odprowadzić do szpitala bo to było przecież naprzeciwko. Więc ja powiedziała, że nie, że ja pójdę sama. No tak wyglądał dzień 28 czerwca [19]56 roku.
Była potem Pani jeszcze wzywana? Na przesłuchanie.
Na przesłuchania, tak. No i naturalnie żeśmy zeznawali to co mówił ten oficer, jak to było i tak dalej. No i cieszyliśmy się, że ogłoszono po naszych zeznaniach przerwę w rozprawie.
Bo to już Pani mówi o procesie jakby.
Tak, tak. Bo to było właśnie na tak duży sąd, ja pierwszy raz ten sąd widziałam przecież, ja przyjechałam ze wsi więc tych dużych budynków nie widziałam, to było dla mnie wielkie przeżycie. Proszę państwa, ja nie wiedziałam co to jest Cegielski jak byłam na tym placu, jak mówiono, że Cegielski strajkuje, że Cegielski przyszedł tu na plac to ja nie wiedziała co to Cegielski, dopiero później się dowiedziałam. Jak wyszłam z tego sądu, już po moich zeznaniach, to taka pani z radia Reichera podchodzi do mnie i mówi, “Proszę panią, co pani odpowiedziała, co pani mówiła”, ja mówię, “No prawdę”, “No myśmy słyszeli, że pani mówiła prawdę ale proszę panią czy pani się nie boi?”. Ja mówię, “A czego mam się bać”, “Ale gdyby miała pani jakiś problem to my, w Anglii, dostanie pani azylu politycznego”. No a ja wiem co to jest azyl? Ja nie wiedziałam co to jest azyl polityczny. I później wychodząc z tego sądu pytam się lekarzy, “Słuchajcie, co to jest azyl polityczny?” [śmiech - przyp. P.M.], no to dopiero mi wytłumaczyła. Taka była moja świadomość w tym czasie. Myśmy nie mieli gazet, myśmy nie mieli radia, no były głośniki. I ja [Pani Aleksandra kaszle - przyp. P.M.], boże, miałam wtedy dyżur popołudniowy jak przez głośniki było nadawane, że na jutrzejszą rozprawę proszeni są następujący świadkowie, doktor Śliwiński, doktor Cieśliński i siostra Hawana, Aleksandra Banasiak. Bo w szpitalu mam takie, to znaczy w rodzinie mam Awana i w tym, ale to już nie będę opowiadała historii tego imienia, ale… I mnie w tym czasie jak ja szłam z tą tacką z termometrami, w tym momencie jak było to ogłoszenie, że jutro zeznają świadkowie, to mi tacka spadła z tymi termometrami, no to mi już oddziałowa już nic nie mówiła bo przecież wiadomo, że to coś takiego. Tylko pacjentki się pytają, “Siostro, co się stało, siostro, co się stało?”.
Ale właśnie wśród personelu, oddziałowy czy lekarze nie miały, nie odczuwała Pani z ich strony [30:00] jakiejś niechęci czy uprzedzenia, że zaangażowała się Pani…?
Nie, nie, nie, to po prostu to wszystko było odruchowo. Oni też pomagali, oni przecież przez cały czas, cały personel i laboratorium i rentgen, wszystko musiało być przez cały czas ciężko pracowały. Nie, to jest tego. Tylko ja na przykład, do mnie doszli ci którzy pisali książkę o czerwcu. Przecież mnie nikt nie znał wtedy, nie było, no wiadomo było, że tego. Doszli do mnie po gazetach, że w [19]56 roku było pisywane w gazetach, że niesamowitą odwagą wykazywała się siostra taka i taka która pod kulami zbierała rannych na ulicach Poznania i podawali nazwisko i imię. I później jak była ta rocznica 25-ta czerwca, stąd do mnie doszli, bo tak to po prostu nie było wiadomo skąd to się bierze. No i wtedy przymusił mnie facet żebym napisała swoje wspomnienia i to było takie pierwsze wspomnienia o czerwcu. I stąd jestem, jestem… uczestniczką czerwca. Ja ciągle powtarzam, że ja jestem uczestniczką czerwca. Ale dzisiaj na tej prelekcji powiedziałam dzieciom, że wszystko co się robi dla drugiego człowieka jak gdyby się zwracało. I opowiedziałam o tym zostałam matką chrzestną statku “Poznań”. Bo był budowany, nie wiem czy mogę opowiedzieć,
Proszę bardzo.
był budowany statek, cztery statki w hiszpańskiej stoczni. Był “Poznań”, “Katowice”, “Gdańsk” i “Wrocław”. No i szukano matki chrzestnej do, żeby ktoś był matką chrzestną statku “Poznań”. I prezydent udał się do [Zakładu - przyp. P.M.] Cegielskiego, a to była akurat rocznica tego obchodu, 25-ta rocznica obchodów czerwca i w Solidarności zadecydowali, że... były trzy kandydatki, była matka Romka Strzałkowskiego, pani Przybyłek, ta tramwajarka która została ranna i byłam ja. No i podobno jednogłośnie wyszło, że właściwie ja się taką odwagą... byłam sama, chodziłam pod kulami, że tego, i tak zostałam tą matką chrzestną. I tym dzieciom opowiadam, że człowiek wtedy nie liczył na żadną nagrodę, na coś takiego, że będzie dostrzeżony, ta jego działalność. Tak tym dzieciom opowiadam, że jednak wraca się dobro co się komuś zrobiło. I tak jestem związana z czerwcem. Byłam dwadzieścia siedem lat prezesem stowarzyszenia Poznański Czerwiec ‘56, no już teraz zrezygnowałam, pałeczkę oddałam młodszemu uczestnikowi, właśnie też rannemu uczestnikowi czerwca ale dalej działam w Komitecie Obchodów Czerwca i teraz byliśmy na uroczystości zamordowania, powieszenia Petera Mansfelda, bo była 60-ta rocznica jego powieszenia. Skończył osiemnaście lat i od razu go wieszają. Także to też, my propagujemy właśnie takie, takie…
Proszę o nim powiedzieć dwa zdania, bo…
O Peterze? To jest bohater powstania węgierskiego, właściwie to była rewolucja węgierska. On chodził i przenosił broń powstańcom. No i go złapali na tym przenoszeniu tego i tego, tej broni i tak się złożyło, że miał wtedy szesnaście lat i od szesnastego roku życia do osiemnastego siedział w więzieniu. I w osiemnastym roku życia w tą rocznicę urodzin został powieszony i długo, i tak się złożyło, że [35:00] ileś tam minut cierpiał na tym…
Na szubienicy.
Na tej szubienicy. Także to jest bohater a naszym bohaterem jest Romek Strzałkowski i tak zawsze chodzimy i czcimy ich pamięć. Także taka jest nasza działalność i to co robię dla czerwca.
I czy Węgrzy przyjeżdżają do Was, podtrzymujecie kontakty i Państwo, Pani ma świadomość jak dużo zrobiliście dla Węgrów i dla...?
Chcę się pochwalić, że to, że tą opiekę nad tą tablicą to właśnie nasze stowarzyszenie, to myśmy zrobili, że myśmy tam chodzili i składaliśmy wiązanki kwiatów pod tą tablice. I w pewnym momencie ja sobie uświadomiłam, że czemu ja to robię a nie robi to miasto? No i byłam w pewnym okresie jeszcze jak ja to robiłam z zastępcą prezydenta, Frankiewicz Maciej, i ja mówię, “Maciej, powiedz mi tylko czemu ja to robię?”. Mnie proszą żebym dzwoniła do telewizji albo maila wysyłała do telewizji, że jest taka uroczystość a ja się nie znam na mailu bo po prostu ani nie mieliśmy wtedy komputerów ani nic i ja mówię, czemu ja to mam robić? A on mówi, “Ola, myśmy się tak cieszyli, że wy to robicie, no ale już teraz jeżeli sobie życzysz to po prostu możemy to przyjąć”, i od tego czasu już miasto się zajęło, tak że to. Rozpoczęliśmy też jako stowarzyszenie chodzić na groby czerwcowców. Jeszcze żeśmy znicze oklejali naszym logo stowarzyszenia, tak że te rodziny widziały, że się opiekujemy. Tak że po prostu. I teraz przejęło to Muzeum Czerwca [Muzeum Powstania Poznańskiego - Czerwiec 1956 r. - przyp. P.M.] więc my już się tym nie musimy zajmować i cieszymy się, że jest Muzeum Czerwca. No i chodzę, tak jak już mówiłam, że dzisiaj byłam w Luboniu, w czwartek po wielkanocy jadę do Jarocina, w piątek jadę do Środy Wielkopolskiej i też właśnie z prelekcjami także nie siedzę, to co mogę powiedzieć jeszcze, mam na tyle rozeznania co robiłam. Bo ja nie wiem co robili inni, jak tam opowiadali, że gdzieś byli Ruski, ja nie słyszałam, żeby byli Ruski, nawet w opowieściach ale ludzie takie mają, tworzą historie też.
Czyli można powiedzieć, że ten dzień przesądził o Pani życiu, że już na zawsze jakby zdeterminował Pani życie bo już nie jest się, nie chce się Pani od tego uwolnić.
Ale nawet nie chcę, nawet gdybym, no póki mogę to chodzimy na pogrzeby czerwcowców, że taka jest nasza, nasza powinność i póki to możemy to chodzimy i propagujemy czerwiec i widzą nas. Też jeszcze mogę się pochwalić taką ważną rzeczą. Dostałam medal Florence Nightingale, to jest międzynarodowy Czerwony Krzyż, w Genewie przyznaje, dla pielęgniarek które narażają życie na niebezpieczeństwo. I dla mnie to jest najważniejsze odznaczenie z uwagi na to, że to jest pielęgniarskie oznaczenie. Dostawały po okupacji bardzo dużo pielęgniarek, tam było osiemdziesiąt parę osób, pielęgniarek które otrzymały te medale ale teraz już właściwie te wojenne pielęgniarki już nie żyją więc ja jestem taką prekursorką już teraz dla młodszych osób które mają ten medal i się bardzo bardzo cieszę.
Gratulujemy.
Tak, w 60-tą rocznicę zostałam doceniona przez Unię Europejską i dostałam medal, jak to się nazywa, [40:00] Europejska Nagroda Obywatelska. Ale to już młodzieży nie mówiłam ale tu mogę powiedzieć bo naprawdę jest to docenione to co robiłam.
Zachowała Pani, przyjęła Pani wtedy wspaniałą właśnie obywatelską postawę.
No nie… Aha. [śmiech - przyp. P.M.] Jeszcze, jeszcze była taka sytuacja, że na tym, w tej szkole, jak mówiłam o tym, że śpiewałam sobie hymn pielęgniarski, “A teraz by pani poszła też udzielać pomocy?”. Ja mówię, że tak, poszłabym ale już teraz to nie śpiewałabym sobie hymnu pielęgniarskiego tylko bym się modliła. Bo taka jest zmiana… Bo co to daje śpiewanie hymnu, nie, jak człowiek sobie pomyśli to właściwie. Ale to mnie dopingowało do tego, że muszę, muszę być na tej ulicy.
Może jeszcze Pani powiedzieć o pani Strzałkowskiej bo znała ją Pani i…
No była to… miała trudne życie bo to był jedyny syn jej, jedynak, więc… Teraz okazuje się, że dużo osób jej pomagało. Nie wiem skąd to się bierze, ja wiem, że była taka Danka Łukaszewicz która z Romkiem chodziła do szkoły i ona się tą matką opiekowała, gdzieś tam w pobliżu mieszkały. I cieszyłam się bo ta matka przychodziła do nas do szpitala tak po jakąś pociechę. I to nie to, że w [19]56, [19]57, dalej i tak dalej czuła jak gdyby ten nasz był jej tak bardzo bliski, że czuła się jak w domu w naszym szpitalu. No ale później nie mieliśmy z nią takiego kontaktu. Ciężko umierała ale tam jej dużo osób pomagało i tam jej dużo osób pomagało i tam chyba ojcowie Dominikanie. Wiem, że na tę uroczystość 25-cio lecia, ja jako ten gość honorowy jak gdyby, siedziałam obok pani Strzałkowskiej, się bardzo ucieszyła, że właśnie może siedzieć obok mnie. Właśnie dalej obok niej siedziała ta jej opiekunka, ta Danusia Łukaszewicz od której się też dowiedziałam o tym Romku Strzałkowskim co niektóre rzeczy. Też się dowiedziałam jak ten Romek uciekał już jak chciał uciec i to był, on był z jakimś kolegą. Ten kolega zdążył przez płot przeskoczyć a Romek nie wiem jak się dostał do tej… Bo on został znaleziony w garażu Urzędu Bezpieczeństwa. Siedział tak jak ja na krześle. Podeszła, to znaczy, ktoś powiedział, że tam jest jakiś chłopiec który potrzebuje pomocy a ona podeszła a on nie żyje. Także tak to było. I ta pani Strzałkowska tak była z nami związana. No to są takie więzi już później na całe życie. Też pamiętamy o jej śmierci, chodzimy na jej grób i…
Tak… Była żywym pomnikiem cierpienia, prawda?
Tak, tak… A skąd Romek Strzałkowski został bohaterem, nie wiecie państwo? Czy wiecie?
Proszę powiedzieć.
Właśnie matka Romka Strzałkowskiego chciała się dowiedzieć jak ten Romek zginął. Co się stało, nikt nie wiedział. I chodziła od szpitala do szpitala żeby tych rannych się... no bo wiadomo, że ranni padli najczęściej na Kochanowskiego więc chodziła po tych szpitalach. I doszła do tej tramwajarki i ta tramwajarka patrzy na to zdjęcie i mówi, “Wie pani co, to jest ten chłopak który ode mnie wziął flagę, tą zakrwawioną flagę ode mnie wziął i później już dalej on chodził z tą flagą”. No i stąd właśnie Romek Strzałkowski, i ona to opowiadała tej matce i ta matka nam to opowiadała. I później jak już takie było uroczystości, bo to był [19]56 [45:00] rok ale dużo osób nie wiedziało no ale później ta pani Przybyłek, w [19]56 roku były też takie nagrania z nią i wywiady, i ona właśnie powiedziała, że taki chłopiec właśnie wziął tą flagę. I stąd dopiero ten chłopiec stał się symbolem poznańskiego czerwca, że on wziął od niej tą flagę. Bo przecież tych dzieci zginęło siedemnaście osób do osiemnastego roku życia.
Tak.
Także, ten czerwiec jest tak niedoceniany. Przecież to było pierwsze wystąpienie przeciwko ówczesnej władzy. Władza nie słuchała narodu.
Tak, to prawda, to prawda. Pani Aleksandro jest zdjęcie Pana Michała, tego który przyjechał po obrączki, jest tutaj wśród ofiar?
Powinno być, powinien być. Michał Dąbrowicz. Nie wiem czy tam na tym… nie, to jest… Michał Dąbrowicz…
To nic, jeszcze spojrzymy. Myślałam, że może Pani wcześniej zauważyła.
Nie… Ja byłam ostatnio… I idę teraz właśnie do środy i tam będę też składała wiązankę kwiatów na jego grobie bo ze szkoły, z uczennicami, z uczniami szkoły się spotykam, także…
Dobrze, Pani Aleksandro czy chciałaby Pani coś jeszcze powiedzieć.
Myślę, że już chyba dosyć macie. [śmiech - przyp. P.M.]
Nie. [śmiech - przyp. P.M.] Dziękujemy bardzo.
KONIEC TRANSKRYPCJI
Dane o obiekcie
-
Nazwa / Tytuł
Aleksandra Banasiak -
Twórca / Wytwórnia
Ujazdowska, Lidia (prowadzący/a rozmowę); Różański, Maciej (operator kamery); Banasiak, Aleksandra (świadek historii) -
Rodzaj
-
Kategoria
-
Zakres chronologiczny
-
Data wykonania
25/03/2019 -
Czas trwania
0h 46min 42sek -
Miejsce
-
Numer inwentarzowy
MHP-07-3153 -
Klasyfikacja praw autorskich
-
Permalink